czwartek, 5 września 2024

"Jutro przypłynie królowa" Maciej Wasielewski


W natłoku spraw i obowiązków, permanentnego stresu, krzyku dzieci, otaczającego chaosu, komu nie przyszło nigdy na myśl, że chciało by się wylądować gdzieś na bezludnej wyspie i posiedzieć w ciszy? Na pewno jest nas wielu, sama osobiście od czasu do czasu o tym marzę. Wiadomo jak jest. A tu proszę, książka, w zasadzie reportaż, no wypisz wymaluj o bezludnej wyspie, na którą docierają rozbitkowie statku, sprawiając de facto, że wyspa już nigdy bezludna nie będzie, ale szczęśliwa też raczej nie. Jak żyje się w takiej odciętej od świata małej społeczności? Jeśli chcecie się dowiedzieć, sięgnijcie po ten reportaż, ale możecie się mocno zdziwić, bo błogo na tej wyspie to już było... Jak była bezludna...

Pitcairn to mały skrawek lądu na Oceanie Spokojnym znajdujący się mniej więcej w połowie drogi między Australią a Chile... Wygooglujcie ją sobie, zobaczycie jak tam pięknie. Pierwszymi ludźmi przybyłymi na wyspę byli buntownicy ze statku Bounty (jak egzotycznie), a z racji tego, że statek był brytyjski, wyspa w tej chwili jest pod brytyjską jurysdykcją. Nie przeszkadza to oczywiście obecnym mieszkańcom żyć wedle własnych ustalonych reguł. Życie na wyspie rzecz jasna do łatwych nie należy. Za to należy mieć na uwadze, że w przypadku tak małych, odciętych od świata społeczności, z kryminalną przeszłością jej założycieli, będzie dochodziło do patologii. Patologii, przemocy, gwałtów i co więcej, że część ofiar będzie uważała taki stan za „normalny”. Na tyle normalny, że gdy rząd brytyjski zechce zrobić porządek na wyspie, oprawcy pozostaną w ostateczności praktycznie bezkarni. Szok.

A przynajmniej z założenia czytelnik miał przeżyć szok. Tymczasem reportaż został napisany w jakiś taki chaotyczny, niespójny sposób, że przebrnięcie przez tak cienką książeczkę, to jak brodzenie w mule kanału kłodnickiego na wysokości Gliwic... Reportaż jest płaski emocjonalnie. Treść spływa po nas jak po kaczce, dokładnie tak jak po rządzie brytyjskim, który chyba ma nadzieje, że wyspa samoistnie z powrotem stanie się bezludna. W końcu od jakiegoś czasu nikt już nie chce się na niej osiedlać (co nie dziwi), a i co jakiś czas ktoś z niej ucieka. Czytam mało reportaży, więc nie sądziłam, że można je źle napisać. Okazuje się, że można. I tak szczerze powiedziawszy, więcej na temat wysepki chyba dowiecie się z dowolnej stronki w sieci.

Biorąc to pod uwagę, nie wydaje się konieczne by czytać tę książkę. Ja ją przeczytałam po to, żebyście wy nie musieli. A jeśli dalej marzycie o bezludnej wyspie, to poszukajcie sobie jakiś all inclusive na chorwackim lub greckim odludziu, dzieci zostawcie w domu, szefa za drzwiami swojego gabinetu, nawet drugiej połówki nie musicie zabierać i dajcie sobie tydzień luzu. Gdzieś bliżej... i bezpieczniej... tak myślę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz