czwartek, 5 września 2024

„Szklane ptaki. Opowieść o miłościach Krzysztofa Kamila Baczyńskiego” Katarzyna Zyskowska

Czasem próbuję sobie wyobrazić jak wyglądała by Polska gdyby nie było Drugiej Wojny Światowej. Czy przypominalibyśmy Francję, Anglię lub inny wysoko rozwinięty dzisiaj kraj? Jak rozwinęła by się sztuka, architektura, literatura, w którym kierunku by to wszystko poszło? I myślę o tym co wojna zabrała bezpowrotnie. A zabierała całe rodziny. Cały dobytek, całe dziedzictwo. Bezpowrotnie, bezpotomnie. Koniec. Tak zabrała nam Diament.

Ta recenzja nie będzie długa.

Krzysztof Kamil Baczyński, nasz narodowy Diament, który rzucono na czołgi i karabiny. Pewnie część z was pamięta fragmenty biografii Baczyńskiego jeszcze z lat szkolnych. Pokolenie Kolumbów, utalentowany, młody, wrażliwy na otaczający go świat, pisał niezwykłe, poruszające i wielowymiarowe wiersze. Stracony, bezpowrotnie, bezpotomnie. Zginął w Powstaniu Warszawskim 4 sierpnia trafiony w głowę przez niemieckiego snajpera.

I oto jest, możecie trzymać w rękach pięknie napisaną, poruszającą książkę będącą sfabularyzowaną, czyli przeniesioną do poziomu powieści, biografią Baczyńskiego, ale biografią jego miłości, jego rozdarcia pomiędzy dwie najbliższe sercu osoby, matkę i żonę. W czasie wojny wiele rzeczy robiło się szybko, w porywie serca. Tak też było w przypadku Krzysztofa. Zakochał się szybko, szybko się oświadczył, szybko ożenił. A w tle mama Krzysia, zaborcza, zazdrosna, nieszczęśliwa, że obca kobieta odbiera jej jedyne dziecko, w dodatku tak utalentowane. Próbują żyć w zgodzie, ale nie podobna w jednym pokoju zakładać rodziny, żyć w konspiracji, pisać wierszy i łagodzić konflikty rodzinne. Rolą mężczyzny jest sprawę postawić jasno, co też Krzysztof czyni nie zapominając mimo wszystko o obowiązkach syna wobec matki. A w międzyczasie konspiracja, planowanie powstania, powiększanie rodziny... Aż przychodzi pierwszy sierpnia, godzina 17:00. I mimo że akcja przecież dawno zaplanowana, powstanie zaskakuje Baczyńskiego w innym miejscu niż miał być. To życie nie tak miało się zakończyć... Zbyt szybko położono ich we wspólnym grobie. W dwójkę, a właściwie w trójkę, całą rodziną, bezpowrotnie, bezpotomnie. I tylko matka została by zraszać kwiaty na ich grobie własnymi łzami.

A jedyne dziedzictwo jakie zostało po Baczyńskim, to jego wiersze, które po stokroć warto przeczytać. Zagłębić się w ich treść, pokontemplować, przypomnieć sobie jego twarz i oczy i pokochać miłością jaką darzyły go te dwie najważniejsze w jego życiu kobiety.

Piękna książka, przejmująca, szczera, cudownie napisana. Daje tak wiele do myślenia. Zachęca by sięgnąć po wiersze Baczyńskiego, by odświeżyć sobie jego biografię i pożałować trochę jego, ale przede wszystkim pożałować to stracone pokolenie ludzi, którzy mogli kiedyś zawojować świat. Mogli, ale straciliśmy ich. Bezpowrotnie. Bezpotomnie.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz