czwartek, 5 września 2024

"Najważniejsze to przeżyć" Ałbena Grabowska


Jest cała masa książek opowiadających historie sprzed IIWW, co się działo w trakcie wojny, opowiadające o ludzkich tragediach, przeżyciach wojennych, obozach itd., ale niewiele jest książek, które opowiedziały by nam o tym, co bezpośrednio po wojnie. Ludzie byli szczęśliwi, że wojna się skończyła, liczyli członków rodziny, którym udało się przeżyć, ale co dalej? Jak ułożyć sobie to życie po tak strasznym doświadczeniu? Jak złożyć je w całość straciwszy wszystkich najbliższych? A nawet jeśli mamy to szczęście, że bliscy są obok nas obecni, to czy wojna nie zmieniła ich i nas samych tak bardzo, że nie potrafimy już razem ze sobą żyć? Jak żyć w ruinach miast, domów, jak kontynuować naukę, pracę, jak żyć gdy zaczyna się od zera?

Maj, 1945 roku. Do na wpół zniszczonego domu w Warszawie wraca dwunastoletnia Mirka z siostrą Tereską, rodzicami i przyszywaną babcią. W ich zrujnowanym mieszkaniu tyko dwa z czterech pokoi posiada komplet ścian i dach – to duże szczęście, mają gdzie mieszkać. Otacza ich pył, gruz z zbombardowanych kamienic i co raz większy fetor gnijących w gruzach poległych mieszkańców miasta. Rodzinie udało się zbiec z Warszawy na chwilę przez wybuchem powstania. Teresa nie potrafi wybaczyć ojcu, że nie pozwolił jej wziąć udziału w zrywie. Czuje się napiętnowana, jako ta co stchórzyła. Tylu jej przyjaciół zginęło, miłość jej życia ją opuściła, co ona może wiedzieć o prawdziwym poświęceniu, nie było jej wtedy w Warszawie. Mirka na swój sposób radzi sobie z traumą wojny, jest najbardziej zaradna z całej rodziny, podejmuje ryzyko i przeczesuje zgliszcza w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogło by się przydać na handel. Każdy z członków rodziny cieszy się, że przeżył. Każdy jednak próbuje sobie w inny sposób poradzić z obrazami wojny, które są ciągle żywe, namacalne, bo na każdym kroku, za każdym rogiem wojna ludzi o przetrwanie nadal trwa. Udało im się przeżyć, ale czy uda im się ocalić to co im zostało?

Czytałam „Najważniejsze to przeżyć” z zapartym tchem. To przejmujący obraz Warszawy w pierwszych dniach po wojnie, obraz powrotu mieszkańców do... no właśnie do czego? Do życia? To życie każdy musiał zacząć budować od nowa. Z jednej strony radość, bo się przeżyło. Z drugiej szybki rozrachunek w głowie kto przetrwał, co zostało i nagle ogarnia nas rozpacz bo nie mamy rodziny, nie mamy gdzie mieszkać, nie mamy pracy, przyjaciół nawet, nic. Czasem rodzi się pytanie: czy aby na pewno dobrze, że przeżyłam/przeżyłem? Czy nie lepiej było by też zginąć? Gwarantuję, że powieść bardzo was zainteresuje i doznacie wielu emocji przy lekturze tej książki. Autorka ma już dużą wprawę w pisaniu przejmujących, prawdziwych, z życia wziętych powieści. I w tej również porusza kwestie, które każdy z czytelników sam musi rozważyć w swojej głowie. Czy można komuś życzyć najgorszego, czy powinno się mieć wyrzuty sumienia o to, że się przeżyło, podczas gdy inni ginęli, czy naprawdę trzeba o wszystkim zapomnieć, żeby żyć?

To cieniutka książeczka, raptem 317 stron, a zawiera w sobie ogromny ładunek emocjonalny. Stoi się potem nad zlewem pełnym brudnych naczyń i cieszy się, że jest woda w kranie, że są te brudne naczynia, bo to oznacza, że mamy co jeść, że są naczynia (!), że mamy siebie, że moje dzieci mają szczęśliwe dzieciństwo, że są babcie, dziadki, mama, tata i zabawki, że są bezpieczne. Takie książki jak ta uświadamiają czytelnikom, że przyszło nam żyć w naprawdę dobrych czasach i że powinniśmy ze wszystkich sił starać się to utrzymać. Ale też, żeby nie frasowały nas drobiazgi, żeby nie szukać dziury w całym, tylko dać się ponieść chwili, korzystać z chwili i cieszyć się nią.

Najważniejsze to przeżyć, ale nie tylko wojnę, nie tylko kryzys, nie tylko stratę, ale też późnej.

Polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz