To było moje pierwsze spotkanie z literaturą Pana
Wojciecha Chmielarza i muszę powiedzieć, że bardzo udane. Mam
dziwne szczęście, że książki, które trafiają do mnie przez
przypadek, a tak było i tym razem, okazują się być wcale nie
najgorsze. Ale do rzeczy...
„Żmijowisko” to ciekawy thriller o tym, co może
się wydarzyć jeśli nasze życie to tylko gra pozorów, którą
toczymy z przyzwoitości (bo tak trzeba), z wyrachowania, w celu
przypodobania się innym, odniesienia sukcesu. To obraz tego co się
może stać gdy zamiast głowy częściej używamy do myślenia
dolnych części ciała. Książka jest tak napisana, że w trakcie
czytania aż prosi się by dokonać analizy psychologicznej każdego
z bohaterów, w zasadzie każdy jest podejrzany, każdy prócz akurat
tej jednej osoby, co do której powiedzielibyśmy, że to przecież
niemożliwe.
Akcja „Żmijowiska” toczy się głównie w małej
osadzie o nazwie takiej samej jak książka, znajdującej się nad
jeziorem i gdzie miejscowi prowadzą agroturystykę. Miejsce piękne,
sielankowe, wsi spokojna, wsi wesoła. Gospodarze agroturystyki nie
narzekają na brak klientów, aż do pewnego feralnego lata... Do
Żmijowiska zjeżdża kilkoro dobrych znajomych jeszcze z czasów
studenckich, większość z rodzinami, inni po rozwodzie, jeszcze
inni to karierowicze, samotne wilki. Wśród ogólnej wesołości
jawią nam się osoby z problemami. Małżeństwa z rozsądku,
wieczne rozterki o słuszności decyzji, które podjęło się w
młodości, zazdrość, problemy wychowawcze, niespełnione ambicje,
apodyktyczność, brak pewności siebie itd. itp. I nagle dochodzi do
tragedii, nagle ci wszyscy, niby świetnie bawiący się razem
dorośli, gubią nastolatkę. Dziewczyna znika i mimo podjętych
działań, nie odnajduje się, aż do następnego lata, w które to
do Żmijowiska przyjeżdża ponownie ojciec dziewczyny, próbujący
usilnie odnaleźć córkę.
Historia opowiadana jest w trzech przedziałach
czasowych: wtedy, teraz, pomiędzy. Nawet fajnie, zresztą czytałam
już kilka książek napisanych w tym stylu. Gorzej jeśli ktoś
czyta książkę na raty, np. tylko rano w autobusie w drodze do
pracy. A jeszcze gorzej jak ktoś ma problemy z pamięcią. Wtedy
fabuła zaczyna się bardzo mieszać. No ale cóż, pisarz pisze dla
wszystkich, a jak komuś forma nie pasuje to wypad. W każdym razie
książka bardzo mi się podobała. Podobało mi się to, że
bohaterzy byli tak różnorodni, a mimo to łączyło ich bardzo
wiele. To jest niby wszystko takie proste, a historia jest w gruncie
bardzo złożona. Podobał mi się zastosowany realizm sytuacji,
prawdopodobieństwo zdarzeń i prawdziwość bohaterów. Co mi się
nie podobało? Odniesienia do aktualnie sławnych osób i niektóre
upolitycznione dialogi. Głównie dlatego, że te „wstawki” nie
czynią tej książki ponad czasowej. A szkoda. Za 20 lat ktoś po
nią sięgnie i będzie się zastanawiać kto to jest Anja Rubik czy
o co chodzi z tym 500+. Książka jest na wskroś aktualna, ale mnie
nie dawało to spokoju w trakcie jej czytania. Jakby taki mały
głosik w mojej głowie wzdychał i ciągle powtarzał „szkoda,
szkoda, szkoda”. Nie podobało mi się również to, że akcja była
bardzo rozwlekła. Nie powiem, książka wciąga od pierwszych stron,
ale jakoś to się trochę za długo rozkręca, przeciąga na siłę
i tak szczerze powiedziawszy, dopiero na sam koniec, sprawa
przyspiesza. Dopiero na koniec chcemy tej książki więcej.
„Żmijowisku” daję ocenę 7,5/10. Kiedy szukam
książek dla siebie, bardzo rzadko sięgam po takie, które mają
ocenę poniżej 7 (lubimyczytac.pl) i uważam, że to sprawiedliwa
ocena dla tej pozycji. A do Pana Chmielarza zamierzam jeszcze wrócić.
Tak więc, czytajcie moi mili, póki aktualna, polecam.
Spostrzeżenia – tylko dla tych co czytali (spoiler).
No i czyja to wina, że stało się to, co się stało?
Niezaprzeczalnie Arek jest tu winien najcięższej zbrodni. Czy można
go jakoś usprawiedliwić? Nie, aczkolwiek można wyjaśnić kwestię
dlaczego do tego doszło. A tu odpowiedź jest prosta. Pośrednio
winna jest jego żona Kamila. Na studiach ona i Robert byli parą z
książki wynika, że bardzo w sobie zakochaną. Być może to było
nawet TO, czyli ta wielka miłość, która sprawia, że ludzie wiążą
się ze sobą, formalnie lub nie, na całe życie. Niestety, Robert
zdecydował się na wyjazd z Erasmusa do Brukseli, więc para z
wielkim bólem postanowiła się na próbę rozstać – czego
kompletnie nie mogę zrozumieć, jak się kogoś kocha to co za
problem poczekać na tego kogoś kilka miesięcy, pisać do siebie,
telefonować, utrzymywać kontakt? Z resztą rozstanie zainicjowała
Kamila, Robert wcale tego nie chciał, wręcz uważał, że wyjazd
nie powinien stanowić problemu, przecież na siebie poczekają. I co
się dzieje po zerwaniu Kamili i Roberta? Kamila zaczyna spotykać
się z innym facetem, konkretnie Arkiem, ok ma prawo, w końcu
zerwali. Z resztą Robert nie jest jej dłużny, też umawia się i
sypia z innymi dziewczynami. Zaczynamy stąpać po bardzo cienkim
lodzie zwanym „moralność”. Każdy myśli po sobie, jeśli
jednak to była tak wielka miłość, czy tak trudno było by im
zachować choćby wstrzemięźliwość do czasu ponownego spotkania?
Niech umawiają się z innymi, ale Erasmus naprawdę nie trwa tyle,
by nie móc wytrzymać przed wskoczeniem komuś do łóżka. W każdym
razie, Kamila zachodzi w ciążę z Arkiem, o czym Robert dowiaduje
się po swoim powrocie do kraju. Upija się na studenckiej imprezie i
niby przypadkiem wyskakuje z okna wykrzykując jednocześnie, że
robi to przez nią, bo przecież tak bardzo ją kocha, że mógłby
nawet uznać to dziecko za swoje i się z nią ożenić. Punktem
kulminacyjnym całej tej sytuacji, dzięki któremu moim zdaniem nie
doszło by do tragicznych zdarzeń 15 lat później, była wizyta
Kamili w szpitalu złożona Robertowi. Kamila zapytała wprost:
Naprawdę chcesz się ze mną ożenić? Odpowiedź Roberta jest
zrozumiała, odpowiedział: Nie, bo i z jakiej racji miałby się
ponownie upodlić. To ona z nim zerwała, czym złamała mu serce, a
teraz jest w ciąży i bierze ślub czym złamała mu serce po raz
drugi. Godność nie pozwalała mu na przyjęcie jej z powrotem.
Niemniej jednak, jak brzmi popularne porzekadło „stara miłość
nie rdzewieje” i tak też było w ich przypadku. I mimo iż zapewne
nic poważnego ich nie łączyło, pozostała między nimi więź,
mocne wyczuwalne napięcie, chemia, która jednocześnie potęgowała
rozgoryczenie w Arku, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że on i Kamila
nie byli zbyt zgodnym małżeństwem. Ich związek trwał bardziej z
przymusu i poczucia obowiązku niż miłości czy choćby przyjaźni.
W świetle tych wszystkich zdarzeń, Kamila, można powiedzieć,
zamordowała swoją własną córkę. Nie możemy być pewni co do
tego czy gdyby Kamila i Robert zostali ze sobą, to czy Robert i tak
by jej nie zdradzał w Brukseli. Być może. Nie możemy być pewni
też, jak potoczyły by się ich późniejsze losy. Jednakże uważam,
że punktem zapalnym, który uruchomił niewidzialną lawinę
kolejnych zdarzeń, było zerwanie Kamili z Robertem i brak
odpowiedzialności za własne czyny. Z resztą jej żal, w sumie
zrozumiały, że straciła Roberta już na zawsze, odbijał się w
jej relacjach z Arkiem. Czy jej żal potęgowało również poczucie
winy w stosunku do podjętej dawniej decyzji? Czy zdawała sobie
sprawę, że wtedy wystarczyło tylko poczekać?
Och gdybyśmy tylko wiedzieli co nas w życiu czeka, gdyby można
było przewidywać jakoś przyszłość. Gdyby człowiek wiedział,
że się przewróci, to zawczasu usiądzie... Nierealne.
Od młodego człowieka, niezależnie od płci, ciężko jest
oczekiwać, że będzie zachowywać się odpowiedzialnie, że będzie
analizować każdą swoją najmniejszą nawet decyzję pod kontem
przyszłych konsekwencji, tego nie da się po prostu zrobić. Ważne
jest, by się szanować i postępować zgodnie z własnym sumieniem,
ale od czasu do czasu warto też pomyśleć, czy swoim zachowaniem
kogoś nie zranimy. Może tym kimś będziemy my sami... w
przyszłości.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz