czwartek, 19 marca 2020

"Żmijowisko" Wojciech Chmielarz


To było moje pierwsze spotkanie z literaturą Pana Wojciecha Chmielarza i muszę powiedzieć, że bardzo udane. Mam dziwne szczęście, że książki, które trafiają do mnie przez przypadek, a tak było i tym razem, okazują się być wcale nie najgorsze. Ale do rzeczy...

„Żmijowisko” to ciekawy thriller o tym, co może się wydarzyć jeśli nasze życie to tylko gra pozorów, którą toczymy z przyzwoitości (bo tak trzeba), z wyrachowania, w celu przypodobania się innym, odniesienia sukcesu. To obraz tego co się może stać gdy zamiast głowy częściej używamy do myślenia dolnych części ciała. Książka jest tak napisana, że w trakcie czytania aż prosi się by dokonać analizy psychologicznej każdego z bohaterów, w zasadzie każdy jest podejrzany, każdy prócz akurat tej jednej osoby, co do której powiedzielibyśmy, że to przecież niemożliwe.

Akcja „Żmijowiska” toczy się głównie w małej osadzie o nazwie takiej samej jak książka, znajdującej się nad jeziorem i gdzie miejscowi prowadzą agroturystykę. Miejsce piękne, sielankowe, wsi spokojna, wsi wesoła. Gospodarze agroturystyki nie narzekają na brak klientów, aż do pewnego feralnego lata... Do Żmijowiska zjeżdża kilkoro dobrych znajomych jeszcze z czasów studenckich, większość z rodzinami, inni po rozwodzie, jeszcze inni to karierowicze, samotne wilki. Wśród ogólnej wesołości jawią nam się osoby z problemami. Małżeństwa z rozsądku, wieczne rozterki o słuszności decyzji, które podjęło się w młodości, zazdrość, problemy wychowawcze, niespełnione ambicje, apodyktyczność, brak pewności siebie itd. itp. I nagle dochodzi do tragedii, nagle ci wszyscy, niby świetnie bawiący się razem dorośli, gubią nastolatkę. Dziewczyna znika i mimo podjętych działań, nie odnajduje się, aż do następnego lata, w które to do Żmijowiska przyjeżdża ponownie ojciec dziewczyny, próbujący usilnie odnaleźć córkę.

Historia opowiadana jest w trzech przedziałach czasowych: wtedy, teraz, pomiędzy. Nawet fajnie, zresztą czytałam już kilka książek napisanych w tym stylu. Gorzej jeśli ktoś czyta książkę na raty, np. tylko rano w autobusie w drodze do pracy. A jeszcze gorzej jak ktoś ma problemy z pamięcią. Wtedy fabuła zaczyna się bardzo mieszać. No ale cóż, pisarz pisze dla wszystkich, a jak komuś forma nie pasuje to wypad. W każdym razie książka bardzo mi się podobała. Podobało mi się to, że bohaterzy byli tak różnorodni, a mimo to łączyło ich bardzo wiele. To jest niby wszystko takie proste, a historia jest w gruncie bardzo złożona. Podobał mi się zastosowany realizm sytuacji, prawdopodobieństwo zdarzeń i prawdziwość bohaterów. Co mi się nie podobało? Odniesienia do aktualnie sławnych osób i niektóre upolitycznione dialogi. Głównie dlatego, że te „wstawki” nie czynią tej książki ponad czasowej. A szkoda. Za 20 lat ktoś po nią sięgnie i będzie się zastanawiać kto to jest Anja Rubik czy o co chodzi z tym 500+. Książka jest na wskroś aktualna, ale mnie nie dawało to spokoju w trakcie jej czytania. Jakby taki mały głosik w mojej głowie wzdychał i ciągle powtarzał „szkoda, szkoda, szkoda”. Nie podobało mi się również to, że akcja była bardzo rozwlekła. Nie powiem, książka wciąga od pierwszych stron, ale jakoś to się trochę za długo rozkręca, przeciąga na siłę i tak szczerze powiedziawszy, dopiero na sam koniec, sprawa przyspiesza. Dopiero na koniec chcemy tej książki więcej.

„Żmijowisku” daję ocenę 7,5/10. Kiedy szukam książek dla siebie, bardzo rzadko sięgam po takie, które mają ocenę poniżej 7 (lubimyczytac.pl) i uważam, że to sprawiedliwa ocena dla tej pozycji. A do Pana Chmielarza zamierzam jeszcze wrócić. Tak więc, czytajcie moi mili, póki aktualna, polecam.

Spostrzeżenia – tylko dla tych co czytali (spoiler).
No i czyja to wina, że stało się to, co się stało? Niezaprzeczalnie Arek jest tu winien najcięższej zbrodni. Czy można go jakoś usprawiedliwić? Nie, aczkolwiek można wyjaśnić kwestię dlaczego do tego doszło. A tu odpowiedź jest prosta. Pośrednio winna jest jego żona Kamila. Na studiach ona i Robert byli parą z książki wynika, że bardzo w sobie zakochaną. Być może to było nawet TO, czyli ta wielka miłość, która sprawia, że ludzie wiążą się ze sobą, formalnie lub nie, na całe życie. Niestety, Robert zdecydował się na wyjazd z Erasmusa do Brukseli, więc para z wielkim bólem postanowiła się na próbę rozstać – czego kompletnie nie mogę zrozumieć, jak się kogoś kocha to co za problem poczekać na tego kogoś kilka miesięcy, pisać do siebie, telefonować, utrzymywać kontakt? Z resztą rozstanie zainicjowała Kamila, Robert wcale tego nie chciał, wręcz uważał, że wyjazd nie powinien stanowić problemu, przecież na siebie poczekają. I co się dzieje po zerwaniu Kamili i Roberta? Kamila zaczyna spotykać się z innym facetem, konkretnie Arkiem, ok ma prawo, w końcu zerwali. Z resztą Robert nie jest jej dłużny, też umawia się i sypia z innymi dziewczynami. Zaczynamy stąpać po bardzo cienkim lodzie zwanym „moralność”. Każdy myśli po sobie, jeśli jednak to była tak wielka miłość, czy tak trudno było by im zachować choćby wstrzemięźliwość do czasu ponownego spotkania? Niech umawiają się z innymi, ale Erasmus naprawdę nie trwa tyle, by nie móc wytrzymać przed wskoczeniem komuś do łóżka. W każdym razie, Kamila zachodzi w ciążę z Arkiem, o czym Robert dowiaduje się po swoim powrocie do kraju. Upija się na studenckiej imprezie i niby przypadkiem wyskakuje z okna wykrzykując jednocześnie, że robi to przez nią, bo przecież tak bardzo ją kocha, że mógłby nawet uznać to dziecko za swoje i się z nią ożenić. Punktem kulminacyjnym całej tej sytuacji, dzięki któremu moim zdaniem nie doszło by do tragicznych zdarzeń 15 lat później, była wizyta Kamili w szpitalu złożona Robertowi. Kamila zapytała wprost: Naprawdę chcesz się ze mną ożenić? Odpowiedź Roberta jest zrozumiała, odpowiedział: Nie, bo i z jakiej racji miałby się ponownie upodlić. To ona z nim zerwała, czym złamała mu serce, a teraz jest w ciąży i bierze ślub czym złamała mu serce po raz drugi. Godność nie pozwalała mu na przyjęcie jej z powrotem. Niemniej jednak, jak brzmi popularne porzekadło „stara miłość nie rdzewieje” i tak też było w ich przypadku. I mimo iż zapewne nic poważnego ich nie łączyło, pozostała między nimi więź, mocne wyczuwalne napięcie, chemia, która jednocześnie potęgowała rozgoryczenie w Arku, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że on i Kamila nie byli zbyt zgodnym małżeństwem. Ich związek trwał bardziej z przymusu i poczucia obowiązku niż miłości czy choćby przyjaźni.
W świetle tych wszystkich zdarzeń, Kamila, można powiedzieć, zamordowała swoją własną córkę. Nie możemy być pewni co do tego czy gdyby Kamila i Robert zostali ze sobą, to czy Robert i tak by jej nie zdradzał w Brukseli. Być może. Nie możemy być pewni też, jak potoczyły by się ich późniejsze losy. Jednakże uważam, że punktem zapalnym, który uruchomił niewidzialną lawinę kolejnych zdarzeń, było zerwanie Kamili z Robertem i brak odpowiedzialności za własne czyny. Z resztą jej żal, w sumie zrozumiały, że straciła Roberta już na zawsze, odbijał się w jej relacjach z Arkiem. Czy jej żal potęgowało również poczucie winy w stosunku do podjętej dawniej decyzji? Czy zdawała sobie sprawę, że wtedy wystarczyło tylko poczekać?
Och gdybyśmy tylko wiedzieli co nas w życiu czeka, gdyby można było przewidywać jakoś przyszłość. Gdyby człowiek wiedział, że się przewróci, to zawczasu usiądzie... Nierealne.
Od młodego człowieka, niezależnie od płci, ciężko jest oczekiwać, że będzie zachowywać się odpowiedzialnie, że będzie analizować każdą swoją najmniejszą nawet decyzję pod kontem przyszłych konsekwencji, tego nie da się po prostu zrobić. Ważne jest, by się szanować i postępować zgodnie z własnym sumieniem, ale od czasu do czasu warto też pomyśleć, czy swoim zachowaniem kogoś nie zranimy. Może tym kimś będziemy my sami... w przyszłości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz