Sto piętnaście stron. Tyle liczy „Drobny szczegół”. Ile Autor jest w stanie przekazać w takiej cieniutkiej książce? Okazuje się, i nie tylko w tym przypadku, że bardzo wiele. „Myszy i ludzie”, „Mały książę”, „Oskar i Pani Róża” - można wymieniać tytuły o niewielkiej objętości a niosące ze sobą to coś co porywa, daje do myślenia, wzrusza, otwiera oczy...
Sto piętnaście stron, które wbija w ziemię.
Rok 1949, Izrael, pustynia Negew. Izraelscy żołnierze oczyszczają teren z Arabów. Pojmują Beduinkę, gwałcą ją i mordują. Ponad pięćdziesiąt lat później, Palestynka zamieszkująca miasto Ramallah, czytając zwięzły artykuł nt. mordu dokonanego przed laty, zauważa drobny szczegół łączący ją z tamtą ofiarą. Ten drobny szczegół popycha ją do przekroczenia wielu granic by dowiedzieć się przez co przeszła Beduinka i co jeszcze mogą mieć ze sobą wspólnego.
Bardzo wymowna książka, zwłaszcza biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia i konflikt Izraelsko-Palestyński. Chociaż osobiście określiłabym tę książkę uniwersalną do każdego konfliktu. W tym krótkim opowiadaniu naprawdę liczą się szczegóły. Światło wpadające przez krokwie w dachu, pająk który kąsa powodując martwicę tkanek, wielbłąd z trawą w pysku, ujadający pies, zdjęcie nagiej kobiety o krótko obciętych włosach, zapach benzyny no i data. Data, od której zaczyna się koniec.
„Drobny szczegół” została tak napisana, że nie sposób się od niej oderwać. Jej treść na bardzo długo zostaje w pamięci. Cały czas myślę o tym jak bardzo niesprawiedliwe jest życie. Dostajemy coś, czego nie jesteśmy w stanie dobrze opisać słowami, a czujemy niepokój po zakończonej lekturze. Smutek i przygnębienie. To przykre, że ludzie nie potrafią żyć ze sobą w zgodzie.
Dzisiaj przeczytałam, że człowieczeństwo nie zaczęło się, jak można by uważać, od wynalezienia prostych narzędzi czy zdobycia umiejętności rozpalania ognia itd., a od zrośniętej kości udowej. Gdy w świecie zwierząt, któremuś z osobników stada coś się stanie, np. złamie nogę, jest pozostawiany na śmierć. Chory sprowadza zagrożenie na całe stado. Zrośnięta kość udowa u pierwszych ludzi oznacza, że ktoś temu choremu poświęcił czas. Przeniósł go w bezpieczne miejsce, opiekował się nim, przynosił jedzenie. I robił to tak długo, aż kość się zrosła i chory, już jako zdrowy, mógł wrócić do stada. To jest początkiem człowieczeństwa. Empatia i opieka. Jeśli tak zaczęło się człowieczeństwo, to w którym momencie je utraciliśmy? Bo co do tego nie ma żadnych wątpliwości i ta książka jest tego dobitnym dowodem. Polecam!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz