czwartek, 6 lipca 2023

"Nasze zaginione serca" Celeste Ng


Jak ja się cieszę, nie macie pojęcia. Cieszę się, że ostatnio poznaję co raz więcej freaków książkowych, którzy zachęcają mnie do sięgnięcia po inne gatunki książek i inne książki niż te najbardziej popularne. Ominęło by mnie wiele ciekawych pozycji, a ja przecież tak kocham analizować, zaglądać w dusze bohatera, wyciągać wnioski, doszukiwać się drugiego dna... Nie zabrzmiało to teraz zbyt dobrze, ale nie martwcie się, mąż nie ma się ze mną aż tak źle... :)

Do takich książkowych polecajek należy „Nasze zaginione serca” autorstwa amerykańskiej pisarki o azjatyckich korzeniach, Celeste Ng. Przedmiotowa powieść ukazuje nam dystopijny obraz Ameryki po wielkim kryzysie ekonomicznym, a za który to kryzys obwinia się Chiny i ogólnie wszelkiej maści azjatów. Rząd USA uchwala, przy zdecydowanym poparciu społeczeństwa, PAKT, czyli akt prawny mający na celu zadbanie o wartości patriotyczne obywateli Stanów, umożliwiający m.in. na tzw resocjalizację dzieci z rodzin, które wykazały by się słabym patriotyzmem i oddaniem względem kraju. W praktyce, pod przykrywką PAKTu, prześladuje się osoby lub nawet całe rodziny azjatyckiego pochodzenia, a dzieci z rodzin, które zostały uznane za wywrotowe, odseparowuje się trwale do innych miejsc bez możliwości powrotu czy nawet jakiegokolwiek kontaktu z rodzicami. Utracone dzieci, nasze zaginione bezpowrotnie serca. W tym wszystkim poznajemy Birda, chłopca, którego nagle i bez wytłumaczenia zostawia matka. Bird nie rozumie dlaczego mama porzuciła go bez słowa, dlaczego musieli z tatą wyprowadzić się z ich domu, dlaczego tata został zdegradowany z profesora do pracownika biblioteki akademickiej. Nie rozumie dlaczego gdy nauczyciel czyta o zasadach PAKTu, on i połowa klasy patrzą na niego wymownie. To wszystko do czasu, gdy otrzymuje tajemniczą wiadomość od mamy. Tylko Bird wie jak ją rozszyfrować i podążając za wskazówkami, odnajduję mamę, odnajduje siebie, już wszystko rozumie.

Naprawdę chciałabym napisać wiele dobrego o tej książce i zrecenzować ją w samych superlatywach, ale mnie ona po prostu nie porwała. Autorka w powieści poruszyła wiele bardzo ważnych tematów – dyskryminacji, nietolerancji, rasizmu, bezwzględnej chęci kontrolowania wszystkich i kierowania wszystkim. Jak łatwo można zmanipulować społeczeństwo, jak pięknie można mówić o wartościach, a pod powabnymi słówkami ukryć prawdziwe, złe intencje, jak łasi jesteśmy na te populistyczne hasła mówiące o jedności narodu, czystej krwi itd. To się dzieje, tu i teraz.

Jak sami widzicie, „Nasze zaginione serca” to książka sugestywna, ważna i nawet ciut przerażająca biorąc pod uwagę, że powstanie PAKTu wcale nie jest niemożliwe, nawet i bez jakiegoś wielkiego kryzysu.

Dlaczego zatem ta książka mnie nie porwała? Ogólnie źle mi się ją czytało. Nie wiem czy to wynikało z faktu, że ciągle musiałam przerywać lekturę (mamo, a możesz... mamo, przyjdź... łeeeeee... mamo, bo ona mnie gryzie! Itd. itp... ;D), ale brakowało mi w tej książce akcji. Zbyt wiele w niej samego monologu, opisów przeróżnych, rozwlekłych, czasami miałam wrażenie, że czytam przez dłuższy czas to samo, że fabuła nie posunęła się przez 20 stron ani o milimetr w kierunku rozwiązania. Za mało szczegółów dotyczących samego kryzysu. Kryzys był, ale już go nie ma, za to jest PAKT. Dla mnie, ekonomistki/inżyniera, to było za mało. Myślę, że książka była by lepsza, gdyby była napisana trochę bardziej sensacyjnie, gdyby coś się działo. Nie wyczułam w niej ani dramatyzmu, ani specjalnego smutku, a przecież powinna mi się choć trochę zakręcić łezka w oku. Nie odczułam po przeczytaniu tej książki nic. A z założenia, jeśli książka nie wywołała we mnie żadnych specjalnych emocji, to pewnie zaraz o niej zapomnę. Przykre to, tym bardziej że, sam temat przecież bardzo ważny.

Niemniej, nie chcę nikogo zniechęcać do tej książki. Znam opinię przyjaciół książkoholików, którzy byli nią oczarowani i bardzo dobrze ją wspominają. Moje opinie, jak zawsze powtarzam, są subiektywne i nie polecę tylko naprawdę wielkiego gniota, a ta konkretna książka gniotem nie jest, po prostu mi nie podeszła. Zachęcam, przeczytajcie sami, warto się z nią zapoznać, być może was porwie.

Ciao!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz