„Nikt nie odpisuje” autorstwa Jang Eun-jin to kojąca powieść o sposobie przepracowania traumy, o sile przyjaźni między człowiekiem a zwierzęciem, o byciu samym i byciu samotnym. Główny bohater powieści wyrusza w podróż, w którą zabiera jedynie swojego niewidomego i leciwego już psa. Postanawia pisać listy do nowopoznanych w drodze osób i wędrować tak długo, aż otrzyma chociaż jedną odpowiedź. Listy są po części jak jego osobisty pamiętnik. Jihun pisze zawsze pod koniec każdego dnia, gdy emocje i wspomnienia z przeżytych przygód są jeszcze żywe i nie zniekształcone snem. Aby dobrze zapamiętać każdą ze spotkanych osób oraz ich historię, Jihun nadaje im numery. Podróż Jihun trwa już trzy lata i jak do tej pory nie otrzymał ani jednej odpowiedzi na swoje listy. Pewnego dnia, spotyka na swojej drodze kobietę, której nadaje numer 751 i choć bardzo chce się uwolnić od jej natrętnego sposobu bycia, nie sądząc by kiedykolwiek poprosił ją o adres z możliwością wysłania do niej listu, to właśnie z 751 będzie mu się najtrudniej rozstać, gdy uświadomi sobie, że czas najwyższy wrócić do domu.
„Nikt nie odpisuje” to bardzo przyjemna powieść. Taka typowo azjatycka. Skąd wiem, skoro takich nie czytałam? Ponieważ podejrzewałam, znając ciut, być może stereotypowo, mentalność Japończyków czy Koreańczyków, czym przesiąknięta będzie ta powieść. A jest ona bardzo sentymentalna i szczera. Często występuje w niej motyw chęci zakończenia życia. Jest powściągliwa, absolutnie poprawna. Pokazuje jaki stosunek mają dzieci do swoich rodziców, do pracy, jaki jest stosunek jednego człowieka do drugiego, do zwierząt, do niepełnosprawnych, stosunek do życia tak ogółem. Ta powieść jest i optymistyczna i melancholijna zarazem. W opozycji do siebie dostajemy rozpacz i nadzieję, jak w chwili gdy głupie brudne sznurówki tenisówek mogą komuś uratować życie.
W książce zawartych zostało parę interesujących sentencji, jak choćby „(...) pojedyncza rozpacz ciągnie za sobą hałasujący na wybojach wózek wypełniony innymi niezliczonymi rozpaczami.” czy „Prawdziwą samotnością nie jest bycie samym, a bycie samotnym we dwoje.”
Po przeczytaniu tej książki nasunęła mi się myśl, że należy ona do tej grupy książek, której nie powinno poddawać się analizie, tylko przyjąć ją taką jaka jest – a jest naprawdę dobra. Nie analizujmy obecnej sytuacji Jihuna przez pryzmat jego relacji z rodzicami i rodzeństwem, przez pryzmat jego niedoskonałości. Nie analizujmy dlaczego Jihun nadaje poznanym osobom numery zamiast zapamiętywać ich imiona, choć dla mnie jest to najbardziej logiczne postępowanie. Ja sama pamiętam z książki każdą postać właśnie przez numer jaki został jej nadany. Myślę, że gdybym miała zapamiętać imiona, wszyscy już dawno by mi się pomieszali. Tak na marginesie, w „Grze o tron” jest tyle postaci, że mój umysł złotej rybki pamięta tylko te główne a i tak nie wszystkie... Może gdyby byli numerami... Zostając jeszcze przy tych numerach, ktoś napisał, że to bardzo niefortunny pomysł Autorki, ponieważ fakt nadawania przez Jihuna ludziom numerów może być bardzo źle odebrany, gdyż kojarzy się z nadawaniem numerów w obozach koncentracyjnych. A ja napiszę: bez przesady, proszę. Wracając do poprzedniej myśli, nie analizujmy dlaczego tak naprawdę Jihun pisze listy i oczekuje odpowiedzi. Nie analizujmy powodu, dla którego właściwie wyruszył w podróż. Nie róbmy tego, bo tak naprawdę wszystko stanie się zupełnie jasne, gdy tylko dotrzemy do końca książki. Do końca, który mówi do nas: nie doszukuj się drugiego dna, przyjmij tę treść taką jaka jest, wszystko już wiesz, wszystko jest jasne. „Masz żyć tak, jak sam tego chcesz”. Gwarantuję, że na koniec uronicie łzy.
Nie da się tej książki przeczytać na raty. Jej treść wciąga i porusza, choć z początku może nam się wydawać lekko nudnawa. Ja odczuwam po jej przeczytaniu właśnie taką lekką melancholię. Dużo o niej myślę, o Jihunie i jego psie Chociu. Znalazłam w książce ciekawy akapit, w którym Jihun irytując się tym, że 751 zadaje mu multum pytań, na które on nie ma ochoty odpowiadać, a musi to robić, wspomina osobę, której nadał nr 201. Dla 201 to Jihun był powodem irytacji „Powodem irytacji 201 było to, że nasza rozmowa nie była zrównoważona. Pytania powinny być jak gra w ping-ponga, raz z jednej, raz z drugiej strony, żeby konwersacja była ciekawa. A jeżeli ciekawość leży tylko po jednej stronie, to rozmowa nigdy nie będzie się kleić . Jeżeli z drugiej stronie nie będzie woli odpowiadania na te pytania, to będą one powoli doprowadzać kogoś do szału”. Jakaż to doskonała odpowiedź na pytanie dlaczego z jednymi osobami potrafimy się przyjaźnić, a z innymi nie. Kwestia komunikacji.
Z innych ciekawych zdań przytoczę:
„Jeżeli nie dokonamy wyboru, nasze życie będzie stało w miejscu” - nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Brak dokonania wyboru to też wybór i niesie ze sobą konsekwencje.
„ Samo ubranie wystarczy, żeby zmienić czyjś stosunek do człowieka lub psa, uprzedzenia pojawiają się w mgnieniu oka” - jakież to prawdziwe...
„W życiu często bywa, że kłamstwem można osiągnąć więcej niż prawdą.”
„Z pragnieniami zawsze jest tak, że nie biorą one pod uwagę naszych możliwości, a czasami wręcz wpajają nam nawyk próbowania przekroczenia tego, co możemy i czego nie możemy.”
I myślę właśnie o zakończeniu tej powieści. O tym, że tak naprawdę nie jesteśmy sami czy samotni na tym świecie. Warto jest wyjść z odwagą do innych, warto być szczerym w relacjach z innymi i warto jest pisać listy. Nawet jeśli to przeżytek. W tej zapisanej kartce papieru jest więcej nas samych niż nam się wydaje. Nawet jeśli to samo moglibyśmy napisać mailem. Nie zostawimy w mailu naszego zapachu, łez, potu. Nie pokażemy w nim tych emocji jakie rządzą naszym sercem w chwili jego pisania, a które można wyczytać choćby z charakteru pisma, który przecież dużo może o nas powiedzieć. Nie zgnieciemy go tak jak kartki papieru, by później wyprostować i jednak włożyć do koperty, co by świadczyło o złości czy chwilowej rezygnacji z podzielenia się swoimi uczuciami.
Szczerze polecam lekturę „Nikt nie odpisuje. Jest to piękna książka, którą warto przeczytać, porozmyślać o niej, o nas samych. To książka do której się wraca, mimo że będziecie już znać zakończenie, bo można w niej znaleźć pocieszenie. Jest jak stare brudne sznurówki. Jak Chociek.
Polecam!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz