Skąd. Książka w oryginale posiada tytuł „Pochodzenie”, ale po jej przeczytaniu to SKĄD bardziej do mnie przemawia. Skąd. To słowo, gdy się dobrze zastanowić, ma ogromną siłę i wpływ na nasze życie. Skąd. Skąd jesteś. Niejednokrotnie pewnie po usłyszeniu tego pytania ktoś zaczynał zastanawiać się nad dobrą odpowiedzią. Czy jeśli przyznam się skąd pochodzę, gdzie mieszkam, skąd są moi rodzice, to czy nie będę mieć z tego tytułu jakiś nieprzyjemności? Czy nie zostanę z góry oceniony, gorzej przez to potraktowany? Czy nasza odpowiedź na pytanie „skąd jesteś” zadane przez pseudo kibola nie będzie decydująca o naszym wylądowaniu później w szpitalu lub nie? Skąd.
Niektórzy mają problem z oficjalnym przyznaniem się do swojego pochodzenia, do swojej narodowości, czy wyznawanej religii. Mimo to, co też wyczytać można z przedmiotowej książki, bardzo trudno jest to pochodzenie zupełnie porzucić i zostać kosmopolitą. „Skąd” to książka będąca studium takiego przypadku. Autor opowiada w niej o sobie, swojej rodzinie i pochodzeniu, które jest problematyczne, zwłaszcza i głównie tam gdzie się urodził. A przecież czy to nie przypadek, że żyjemy w danym miejscu, że przyszło nam się urodzić w tych a nie innych czasach, na takiej a nie innej długości i szerokości geograficznej?
Pozwólcie, że zacytuję fragment książki, a więc słowa samego Autora:
„(...) i od razu zapytał mnie skąd pochodzę. A jednak, pochodzenie, jak zwykle, pomyślałem i zacząłem: złożona kwestia! Najpierw należało by wyjaśnić, do czego odnosi się „skąd”. Do położenia geograficznego wzgórza, na którym znajdowała się sala porodowa? Do granic państwa w chwili, gdy nadeszły ostatnie bóle? Proweniencji rodziców? Genów, przodków, dialektu? Jakby nie patrzeć, pochodzenie to pewien konstrukt! Rodzaj kostiumu, który musimy wiecznie nosić, skoro już go nam założono. Jako takie jest przekleństwem! Albo, przy odrobinie szczęścia, kapitałem, który nie jest wynikiem talentu, ale stwarza korzyści i przywileje. Mówiłem tak i mówiłem, a Gavrilo pozwolił mi się wygadać. Ułamał chleb i wręczył mi kawałek z brzegu. Potem powiedział: - Stąd. Pochodzisz stąd.” - strona 34
Jakie jest zatem pochodzenie Autora i zarazem głównego bohatera książki? Cóż, urodził się w Jugosławii w 1978 roku, na terenie dzisiejszej Bośni i Hercegowiny. Ojciec pochodzenia serbskiego (chrześcijanin), matka bośniackiego (muzułmanka) – w tamtych czasach mezalians. Gdy w 1992 roku wybucha wojna domowa prowadząca do rozpadu Jugosławii, Saša wraz z rodzicami ucieka do Niemiec. Po wojnie nie wracają już na stałe do rodzinnego miasta, choć często w nim bywają ze względu na chorą babcię. Autor opisuje swoje dzieciństwo, rozterki, zmagania ze swoją tożsamością, pochodzeniem i opisuje swoistą traumę, nie tylko u siebie jako emigranta, ale tez u każdego choćby swojego znajomego, będącego w podobnej sytuacji. To trauma związana z poczuciem braku całkowitej przynależności do miejsca i społeczności w której się znalazło i najpewniej już zostanie, w opozycji do wewnętrznego pociągu do tej pierwszej ojczyzny, ziemi. Mimo asymilacji, nauki języka itd. człowiek czuje wewnętrzne rozdarcie i niepokój. Jak kamyk w bucie, który uwiera. To takie gryzące uczucie, jakby ziemia na której postawiliśmy swoje pierwsze kroki, wnikała w tamtej chwili przez skórę i naczynia do krwiobiegu i krążyła w nim będąc właśnie takimi drobinkami wywołującymi wewnętrzny niepokój gdy oddalamy się od tej ziemi. Idźmy dalej, skoro mleko matki tworzy się z jej krwi, to czy tych drobinek nie spijamy już wraz z jej mlekiem, jeszcze zanim postawimy stopę na ziemi? Bo jak inaczej wytłumaczyć tę irracjonalną potrzebę dążenia do poznania swojego pochodzenia nawet kosztem spokoju psychicznego? Saša właściwie kim miał się czuć? Jugosłowianinem, Bośniakiem, Serbem, Niemcem, chrześcijaninem, muzułmaninem, miał brać pod uwagę w swojej ocenie innych narodów kontekst historyczny, kontekst tej wojny? Kim on jest? Miał nienawidzić? Miał być sobą, ktoś powie, ale to jednak trudne. Nie każdy potrafi. Czasem łatwiej jest odegrać rolę, zwłaszcza taką, której się po nas oczekuje.
Pisząc tę recenzję dopiero widzę jaką moc ma ta książka. Czytałam ją długo, ale to chyba dlatego, że wpadłam w zastój czytelniczy. „Skąd” jest książką z tych, które żeby docenić trzeba przeczytać w całości i co więcej, jeśli do niej siądziecie, uzupełnijcie wcześniej wiedzę na temat wojny domowej w Jugosławii. Moja wiedza na ten temat była bardzo skąpa. Przed tą książką Jugosławia kojarzyła mi się tylko z naszym sąsiadem, który wiem, że miał Jugosłowiańskie pochodzenie, ludobójstwem w Srebrenicy, gośćmi nazwiskiem Milošević i Tito i z pewnym zdaniem, które usłyszałam dawno temu od przewodnika w Grecji. Powiedział on wtedy, że każda wojna w zasadzie jest głupia, ale wojna domowa pomiędzy Chorwatami, Bośniakami a Serbami, była w jego mniemaniu tą top of the top głupoty. Nie sposób w jakikolwiek racjonalny sposób wytłumaczyć, dlaczego sąsiad zabijał sąsiada podczas gdy jeszcze kilka dni wcześniej pili razem rakiję. Tak wtedy pomyślałam: a co było na Wołyniu? Nacjonalizm jest chyba najgorszą ideologią czy postawą społeczno-gospodarczą, bo najczęściej jednak prowadzi do wojen.
Wracając jednak do meritum, uzupełnijcie wiedzę, bo osobiście teraz po skończeniu tej książki wiem, że gdybym to zrobiła zanim przystąpiłam do lektury, pewnie inaczej bym ją odebrała. Oczy i umysł otworzyły mi się na nią dopiero po zapoznaniu się z faktami. Dopiero wtedy poczułam jaką ma siłę rażenia. Poczułam tę bezsilność Autora, jego więź z babcią jaką tą ostatnią nitką, która go jeszcze łączyła z Bośnią, z przodkami, z jarząbem i poskokiem. A uwierzycie, że ośmieliłam się nawet pomyśleć z początku, że skoro ta książka otrzymała w zeszłym roku nagrodę Angelusa, to jak marne musiały być jej konkurentki?... Wstyd... No ale, nie myli się tylko ten co nic nie robi (w tym przypadku czyta), co też uświadamia mi po raz kolejny, że człowiek nigdy, powtarzam, nigdy, nie może siebie uznawać za znawcę, eksperta, miłośnika czy tam erudytę totalnego. Wręcz w drugą stronę, mam wrażenie, że im więcej wiem... tym mniej wiem... taki paradoks.
Bardzo ciekawa książka, gwarantuję, że będziecie o niej długo myśleć, że jej fragmenty przypomną wam się w dziwnych momentach życia, że w was zostanie. Ze swojej strony daję jej mocne 8/10. Czytajcie!
„Gdy w Bośni 24 sierpnia 1992 roku strzelano, w Heidelbergu padał deszcz. Równie dobrze mógłby to być deszcz w Oslo. Każdy dom jest przypadkowy: tu się rodzisz, z tamtego zostajesz wypędzony, gdzie indziej oddajesz swoją nerkę na cele naukowe. Kto ma wpływ na okoliczności, może nazwać się szczęśliwym. Kto opuszcza swój dom nie z przymusu, ale z wyboru. Szczęściarzem jest ten, kto może spełniać swoje życzenia – być tam, gdzie chce. Wyjeżdża się wtedy na fantastyczne obozy językowe, przeprowadza się na starość na Florydę, a kobiety emigrują na Dominikanę, gdzie mieszkają przystojniejsi mężczyźni.” - strona 125
„(...) Nie rozumiem kurczowego trzymania się idei narodu oraz ludzi, którzy lubią popcorn na słodko. Nie pojmuję tego, że pochodzenie miałoby przydawać nam jakiś określonych cech, nie pojmuję, że niektórzy są gotowi wytaczać bitwy w imię pochodzenia.” - strona 293














