środa, 10 maja 2023

"Ogrody na popiołach" Sabina Waszut


Można mieszkać gdzieś prawie 40 lat i dalej nie do końca znać historię regionu, w którym się żyje. Mój B., 40 lat? Co prawda jeszcze trochę mi brakuje, ale dopiero gdy to napisałam uświadomiłam sobie, że dla niektórych młodszych osobników pewnie już jestem staruszką... ;D W swojej głowie dalej mam z 25 lat, chociaż z coraz bardziej szwankującymi stawami ostatnio...

Wracając do meritum, mieszkam w Rudzie Śląskiej od urodzenia i nie miałam bladego pojęcia, że zaraz w sąsiednim mieście, Świętochłowicach, znajdował się podobóz Auschwitz, który po wojnie został przekształcony w miejsce kaźni wielu Ślązaków. Dla uściślenia, sąsiednie miasto tutaj oznacza, że nie widać granicy między jednym miastem a drugim, po prostu jedno płynnie przechodzi w drugie. Cały region, Ruda Śląska, Chorzów, Świętochłowice, Bytom, Katowice, Zabrze, Gliwice, nawet Mikołów i inn., to jak jedno wielkie miasto.

O działalności obozu „Zgoda” miało nigdy się nie mówić. Ten obóz miał zniknąć, tak z terenu miasta jak i ze świadomości mieszkańców. Temat tabu. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że ówczesna władza nie mogła przecież przyznać, że zamęczała ludzi w obozie, że nie stosowano się w nim do żadnych konwencji praw człowieka itd., że więziono w nim ludzi bez sądu, bez wyraźnego powodu, dla zemsty. Po drugie, jeśli ktoś przebywał w obozie, to również był dla niego temat tabu wynikający po części ze wstydu, zwłaszcza dla tych osób, które nieszczęśliwie zmuszone były służyć w Wermachcie lub przymusowo wcielane były do organizacji Hitlerjugend. Dodatkowo bano się się władzy i tego co może się stać z rodziną byłego więźnia jeśli piśnie choć słowo. Poza tym, nikt nie chciał rozdrapywać ran. Ludzie byli tak wymęczeni wojną i tym co było po wojnie, że nikt już nie miał ochoty dalej w to brnąć i udowadniać swoich niezaprzeczalnych racji, bronić się. Ludzie chcieli po prostu w spokoju żyć.

„Ogród na popiołach” to opowieść o tragedii górnośląskiej. O Ślązakach i Ślązaczkach, którzy byli oceniani i gnębieni tylko za to, że urodzili się na Śląsku. Już nawet nie ważne było po której stronie granicy, Polskiej czy Niemieckiej, która de facto była sztucznie naniesiona, umownie, była płynna. Która dzieliła w nielogiczny sposób miasta, pola, wsie, rodziny. To opowieść o zemście wymierzonej nie w tych co trzeba. Zemście, złości, nienawiści i chyba też czerpaniu z tego przyjemności. To opowieść o tym, jak nie wiele trzeba by z ofiary stać się oprawcą. Opowieść o tym jak łatwo można zaszczuć drugiego człowieka.

Autorka historię obozu „Zgoda” opisała z perspektywy Ślązaka Polaka (III grupa volkslisty), który obawiał się, że prędzej aresztowana zostanie jego żona, Ślązaczka niemieckiego pochodzenia (II grupa), a który sam trafia z zupełnie niezrozumiałych powodów do obozu, i który cudem ten obóz przeżył. Świat przedstawiony w książce jest pełen absurdów, bo absurdalnymi sytuacjami była usiana ówczesna rzeczywistość. Z książki przebija pełen wachlarz emocji. Jest przepełniona namacalnym strachem i grozą. Przeraża fakt jak szybko można złamać wolę człowieka, jak szybko można go wewnętrznie zabić, zniszczyć, upokorzyć. Aż samemu zadajemy sobie pytanie „ile ja bym wytrzymał/a”. Książka mocna, prawdziwa. Dobrze napisana.

Dobrze, że temat obozu „Zgoda” został w końcu poruszony. Na terenie obozu w tej chwili są ogródki działkowe. Ludzie sadzą kwiatki, rosną niskopienne drzewka owocowe, krzewy ozdobne itd. Na wiosnę jest pięknie i kolorowo. Zachowała się stara brama obozowa, postawiono mały monument z informacją o obozie i to wszystko. Część terenu byłego obozu jest porośnięta dziko rosnącymi drzewami i krzakami, jest okropnie zaśmiecony... Czy tak powinno być? A wiedza ludzi jest dalej marna. Jak na przykład moja. Więc dobrze, że książka powstała. Ludzie muszą wiedzieć jak było, trzeba o tym mówić.

Czytajcie! Pamiętajcie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz