środa, 10 maja 2023

"Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku." Zbigniew Rokita


Jestem Polką. Jestem Ślązaczką.

Opowiem wam najpierw troszkę o sobie, a potem przejdę do recenzji przedmiotowej książki, bo myślę, że trzeba choć trochę znać swojego rozmówcę, żeby zrozumieć jego punkt widzenia na dany temat. Nie zawsze wszystko jest czarno-białe, jak nam się najczęściej wydaje.

Jako dziecko nigdy specjalnie nie zastanawiałam się nad tym co to znaczy, że pochodzę ze śląskiej rodziny, z rodziny o śląskich korzeniach. Tata był górnikiem, więc kiedy ktoś mówił „jesteś Ślązaczką” od razu miałam przed oczami Tatę. Lekko przygarbionego, z zawsze „umalowanymi” węglem oczami i dziwnie żylastymi rękami i stopami. Dla mnie śląskość to mój Tata, co jest właściwie dość zabawne, bo Tata nie jest rodowitym Ślązakiem. Urodził się na Śląsku, ale jego rodzice, czyli moi dziadkowie świętej pamięci, pochodzili z centralnej Polski. Na takie osoby, urodzone na Śląsku, mawiało się swojego czasu basztard – nie wiem czy dobrze to napisałam. Pamiętam, że dziadek tak bardzo chciał pretendować do bycia prawdziwym Ślązakiem, że okropnie pieklił się gdy ktoś powiedział do niego „ty gorolu” (gorol – osoba przyjezdna, głównie w celach mieszkaniowo-zarobkowych). W domu Taty się godało(!), więc sam też był już tak nasiąknięty tą śląskością, że nawet w szkole na dyktandzie miast pisać pomidor, pisał tomata, co też skończyć mogło się tylko w jeden możliwy sposób. Pozytywnej oceny raczej za to nie dostał... ;) heh mam super Tatę :D

Moja rodowita śląskość, jak można się zatem domyślić, wynika z pochodzenia mojej Mamy. Mama jest Ślązaczką z dziada pradziada. W jej domu zawsze się godało, męska część rodziny była górnikami, kowalami, żeńska część też często pracowała na grubie (kopalni). Raz było biednie raz dostatnio, jak to na przestrzeni lat. W rodzinie byli i powstańcy i zesłani na roboty do Niemiec w trakcie II Wojny Światowej i wujek w Wermahcie gdzie stracił nogę i inny na zsyłce w Donbasie. Pamiętam opowieści mamy, że gdy wujek wrócił ze zsyłki była zima i gdy mój pradziadek zobaczył w jakim wujek jest stanie, kazał mu się rozebrać do naga jeszcze poza domem, w stajni w wielkiej bali go wykąpali, odwszawili, ubranie od razu spalili (ponoć aż się ruszało od insektów) i dopiero potem wprowadzili go do domu i powoli, małymi porcjami zaczęli karmić, żeby nie dostał skrętu kiszek. Rodzina mojej mamy, administracyjnie, patrzeć pod kątem rozmieszczenia granicy Polsko-Niemieckiej po I Wojnie Światowej, mieszkała w Polsce. Granica przebiegała dosłownie o kilkanaście kilometrów od ich domów. Pewnie często przekraczali ją gdy potrzebowali coś załatwić, lub kogoś odwiedzić np. w Gliwicach czy Zabrzu.

Wracając do mojej własnej osobistej śląskości, myślę, że wyniosłam ją głównie z domu, ale zachowała się przede wszystkim w godce. Pamiętam, był taki czas mojej młodości, w którym zaczęło następować moje małe przebudzenie. Jak to w końcu ze mną jest, jak mam się identyfikować. Wszędzie mówi się o Ślązakach, że Ślązak jest taki, sraki i owaki, że Ślązak to nie Polak, że Niemiec, że prawdziwych Ślązaków już nie ma, że godanie to wstyd, że świadczy o słabym wykształceniu, mówi się o autonomii, o separatyzmie nawet (brednie totalne). Ślązak jest fajny tylko wtedy jak mamy na myśli rolada, kluski i modro kapusta, kabaret Rak lub Młodych Panów czy tam swojego czasu Łowcy.B. Nasza godka raz śmieszy, a raz traktowana jest jak patologia. W takim razie jak to w końcu jest?

Zaczęłam szukać informacji. Czytałam książki jak to było ze Śląskiem już od wczesnego średniowiecza do II Wojny Światowej, niestety w tamtym czasie, jakieś 20 lat temu były to stare publikacje, wydawane jeszcze za komuny, więc trochę propagandy też w nich było. Przyznaję, moja wiedza była marna, tym bardziej, że w szkole też nie bardzo wiedzieli chyba jak poruszyć ten temat i czy w ogóle w młodych jest taka potrzeba by o pochodzeniu innym niż polskie w ogóle mówić. Śląskość to był czysty folklor, zabawny regionalizm. Do tego doszedł w pewnym momencie wstyd. Wstyd z bycia Ślązaczką, który podsycał we mnie jeszcze wtedy mój ówczesny hmm chłopak, gorol swoją drogą, który skutecznie wybijał mi z głowy publiczne wypowiadanie się w swojej gwarze, wyśmiewał mnie, zawsze uważał się za lepszego... i to na moim terenie ;D Przecież bycie Ślązakiem to obciach, patola itd... Dzięki Bogu poznałam na studiach mojego męża, Ślązaka z krwi i kości, którego historia rodziny, jego cudna babcia, jak i on sam przywrócili mi wiarę w moją własną śląską tożsamość.

Od tamtego dziwnego czasu wiele się zmieniło. Zmieniliśmy się my Ślązacy, nasze postrzeganie siebie i postrzeganie nas przez innych, choć utarte stereotypy nie dają się tak łatwo wyplenić. Publikacji po polsku czy śląsku traktujących o historii Śląska, głównie Górnego, różnych powieści, reportaży, pamiętników jest na rynku co raz więcej i one nam, autochtonom i nie tylko, pomagają lepiej zrozumieć siebie, ale pomagają też innym zrozumieć nas.

I na tle tego wszystkiego ukazała się bardzo, moim zdaniem, potrzebna książka: „Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku” autorstwa Zbigniewa Rokity. Autor właśnie za „Kajś....” został laureatem Nagrody Literackiej Nike i Nagrody Nike Czytelników w 2021 roku oraz był nominowany do Międzynarodowej Nagrody im. Witolda Pileckiego i Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus.

Autor na kartkach „Kajś” dał obraz Śląska i Ślązaka przez pryzmat własnej rodziny i znajomych, czerpiąc wiedzę z opowieści od żyjących członków rodziny czy zupełnie obcych osób pochodzących z różnych regionów Śląska, ale też ze źródeł publicystycznych i czysto naukowych. Spotkałam się ze stwierdzeniem, że „Kajś” jest biblią Ślązaka. To dość odważne stwierdzenie, niemniej, choć książka jest ciut chaotycznie napisana i nie zawiera jeszcze tak naprawdę wszystkiego, to jest ona już taką pozycją, która może zagubionemu Ślązakowi się odnaleźć, a nieŚlązakowi zrozumieć.

Śląsk jest takim regionem Polski gdzie w zasadzie mieszkańcy byli uznawani narodowościowo raz za Polaków, raz za Niemców, a raz nawet Czechów. Nie jest to oczywiście jedyny region z tak skomplikowaną historią narodowościową, ale chyba najbardziej sporny ze względów gospodarczych. I mimo, że ja sama pochodzę ze Śląska, dopiero przeczytanie tej książki pozwoliło mi zrozumieć dlaczego tak wiele osób, które znam, mówią o sobie w pierwszej kolejności „jestem Ślązakiem”, a dopiero potem „jestem Polakiem”. Brutalnie rzecz biorąc, jeśli nie daj Boże, zaistnieje sytuacja, że Śląsk znów pójdzie „pod młotek” i znów rościć do niego prawa będzie kraj inny niż Polska, to kim mam pozostać jeśli nie Ślązakiem, bo to jedyna pewna dla mnie rzecz? I o tej śląskości trzeba mówić, uświadamiać nawet jeśli historia nie jest łatwa i czarnobiała, wyjaśniać i czcić, promować, dbać o tę śląskość. Teraz, w dzisiejszych spokojnych dla regionu czasach należy tym bardziej o niej pamiętać, by się nie rozmyła, nie rozcieńczyła, nie zakłamała, nie stała się sztuczna. By trwała, jak trwała przez tyle wieków, raz w Czechach, raz u Prusaków, raz Niemców i teraz w Polsce.

Warto jest przeczytać tę książkę, choćby z samej ciekawości. Polecam serdecznie!


ps. a niektórym „wysokiej” klasy politykom w szczególności polecałabym przeczytać, by sformułowania o ukrytej opcji nie padały tak bezmyślnie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz