środa, 10 maja 2023

"Lato, gdy mama miała zielone oczy" Tatiana Tibuleac


Zawsze mam problem jak zacząć. Przy każdym wpisie przydałby się jakiś chociaż krótki wstęp. Może dzisiaj wstępem będzie taka luźna wypowiedź o niczym i po prostu przejdę od razu do książki, o której chce wam opowiedzieć? Co wy na to? To lecimy, nie ma co owijać w bawełnę czasami...

Tatiana Tibuleac jest mołdawsko-rumuńską dziennikarką i pisarką, w Polsce znaną praktycznie tylko i wyłącznie z „Lato, gdy mama miała zielone oczy”. Z jednej strony szkoda, że znana jest tylko z tej książki, natomiast z drugiej dziękować należy Wydawnictwu Książkowe Klimaty, że zdecydowało się w ogóle wydać „Lato...” jak i wiele innych naprawdę dobrych i wartościowych książek pisarzy pochodzących z nieoczywistych krajów. „Lato, gdy mama miała zielone oczy” jest jak dobry film, satysfakcjonująca mimo, że porusza trudnego tematu. Jest majstersztykiem w ukazaniu trudnych emocji i iście zabójczych myśli wymierzonych w rodzicielkę, zupełnie jakby Autorka przelewała na papier własne doświadczenia. A o czym konkretnie jest „Lato...”?

Wchodzący w dorosłość Aleksy żywo nienawidzi swojej matki. Potrafiłby ją zabić odłamkiem myśli... Mama natomiast, z czystą premedytacją i podstępem niszczy Aleksemu jego plany wyjazdu z kolegami do Amsterdamu i organizuje wiejskie wakacje we Francji. Oczywiście Aleksy jest wniebowzięty, a jego problemy z zachowaniem kontroli nad sobą odchodzą w siną dal... Bynajmniej nie ma ochoty rozwalać wszystkiego wokół już na sama myśl o spędzaniu z matką czasu sam na sam gdzieś na jakimś zadupiu. W ogóle... A jednak, mimo całej złości i nienawiści, Aleksy zauważa, że mama nie wkurza go AŻ tak bardzo. Co raz częściej widzi w niej jakąś inną kobietę, szczęśliwszą, nawet piękniejszą. Z najpiękniejszymi zielonymi oczami jakie kiedykolwiek widział. A gdy przychodzi moment i dowiaduje się dlaczego mamie zależało na tych wakacjach tylko we dwoje, podejmuje decyzję, że jeśli ma się stać najgorsze to on zrobi wszystko, tak jak mama robi wszystko, aby sobie nawzajem wybaczyć błędy i przeżyć ten czas tak jak powinno wyglądać ich całe dotychczasowe życie – szczęśliwie.

Czy to miała być z założenia smutna książka? Oj nie wydaje mi się. To raczej nie jest typowy wyciskacz łez, mimo, że ciężko jest się doszukać tu naprawdę szczęśliwego zakończenia. Ja tam czuję powiew optymizmu. Może wynika to z determinacji Aleksego, bo po takich przebojach jakie zaserwowało mu życie, mógłby chcieć powiedzieć mu już dawno „do widzenia”, ale nie, on trwa i wydaje się być na swój sposób szczęśliwy. Napisałam, że Aleksy nienawidził swojej matki. A to raczej była czysta złość, wynikająca z ogromnego pragnienia miłości, której nie potrafił się doprosić od najważniejszej osoby w jego życiu. Czy jego mama nie okazała się ostatecznie hipokrytką, mającą nadzieję, że w trudnej sytuacji życiowej syn wybaczy jej wszystkie przewiny i jeszcze się nią zaopiekuje? Być może. A może poczuła, że straciła już tyle czasu, że szczerze stwierdziła, że nie może już stracić ani sekundy?

Dla mnie ta książka jest piękna. Jest barwna, uczuciowa, ekspresyjna. Bardzo podoba mi się sposób w jakim Autorka pisze o uczuciach i emocjach, obrazowo, sarkastycznie i tak jak gdyby ją samą trawiły podobne uczucia. Bo to nie jest możliwe, żeby o złości pisać w tak rzeczywisty sposób. Nie da się czasem o czymś pisać wystarczająco przekonująco, jeśli nie ma się o tym bladego pojęcia. Więc albo Autorka wie o czym pisze, albo ma taki talent. Czytając „Lato...” dokonujemy autopsji własnych przeżyć i uczuć, bo przecież każdy z nas był nastolatkiem, więc nasze głowy też często przepełnione były złością. W Aleksym rozpoznajemy w jakimś stopniu siebie, choć pewnie zdecydowana większość z nas nie miała tak patologicznych doświadczeń jak on.

Trudno jest wybaczyć, a jednak łatwiej niż zapomnieć.

Polecam tę książkę, osobiście daje jej mocne 9/10 i idę o zakład, że gdy tylko będę mogła, przeczytam ją jeszcze raz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz