Im więcej czytam, tym mniej wiem. To taki paradoks czytelniczy. Aczkolwiek czy tylko czytelniczy? Studiując czułam to samo, im więcej wiedziałam, tym mniej wiedziałam. Zadawałam kolejne pytania, drążyłam temat i gdy tylko udawało mi się dowiedzieć czegoś nowego, od razu pojawiała się następna „zagwozdka”. A co jeśli, a gdyby, jak i dlaczego... Żałuję, że nie prowadzę badań naukowych. Odbiegam od głównego tematu, urok blogów - pamiętników internetowych.
Kiedyś myślałam, że mam całkiem przyzwoitą wiedzę o regionie w którym mieszkam, o swojej tożsamości, jednak ostatnie książki które przeczytałam na ten temat skutecznie udowodniły mi jak bardzo się mylę, jak mało wiem... A już na wstępie dodam, że polecam bardzo tę konkretną!
„Od Katowic idzie Słońce” autorstwa Anny Malinowskiej to bardzo dobry reportaż o powstaniu i historii miasta Katowice. Należy zauważyć, że reportaż pisany z perspektywy historii ludzi zamieszkujących Katowice lub związanych w jakiś sposób z tym miastem.
W końcu miasta tworzą ludzie. Bez ludzi miasto to tylko budynki, bez ludzi miasto nie powstanie. Każdy mieszkaniec miasta jest jak czerwona krwinka krwi w układzie krwionośnym. Potrzeba ich miliony, a każda jedna jest nośnikiem tlenu bez którego organizm po prostu się dusi. Tak i mieszkańców miast może być tysiące po miliony, a każdy z nich niesie swoją historię. Mieszkańcy miast i miasta żyją razem w swoistej symbiozie, bo to ludzie tworzą i kształtują miasta, ale i miasto kształtuje ludzi. I to stwierdzenie jest kwintesencją tej książki.
Autorka w ciekawy sposób, przez pryzmat ludzkich historii, przedstawia historię Katowic, a skupia się głównie na Śródmieściu i dzielnicach Nikiszowiec, Giszowiec i Szopienice. Troszkę po macoszemu traktuje pozostałe, ale skoro taki był zamysł Autorki, nie nam wnikać. Niemniej, to co w niej znajdujemy, a raczej czego się dowiadujemy, jest iście zajmujące. Od Katowic idzie Słońce – na pewno kiedyś, bo to Katowice były, od momentu nadania im praw miejskich, najprężniej rozwijająca się jednostką w regionie. A teraz? Czasy już ciut uległy zmianie, teraz nie mówimy już o jednostce, tylko o metropolii.
Pani Malinowska opisuje miejsca i drogi, które znam, opowiada o ludziach, których znam, a niektóre anegdotki słyszałam już nawet kiedyś od mojej babci. Aż wstyd, że nigdy jeszcze nie odwiedziłam słynnego Nikiszowca. Po przeczytaniu tego reportażu nabrałam ochoty na wędrówkę śladami opowiedzianych historii. Muszę poszukać czy znajdę podobne książki też o innych miastach w regionie. Spacer z książką, to brzmi ciekawie :)
Bardzo przyjemnie czytało mi się „Od Katowic idzie Słońce”, każdy rozdział jest niezmiernie wciągający, no mnie ta książka po prostu ujęła. Ujęła prostotą, szczerością, powaliła ogromem informacji, czasem śmieszyła, czasem oburzyła i znów, pomogła się odnaleźć. Utożsamić się z regionem, przeprosić ze swoją śląskością. Jedyne co tutaj mi nie zagrało to sporadyczne wtrącanie śląskich zwrotów. Odniosłam wrażenie, że Autorka nie do końca potrafi posługiwać się językiem śląskim, tak gdyby pisała po śląsku na siłę. Było to dość irytujące. Natomiast merytorycznie bardzo dobra książka. Polecam wszystkim, bez wyjątku!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz