Jak to się wszystko ma do książki „Ciało Huty” Anny Cieplak, o której chciałam napisać co nieco? A no właśnie tak, że w książce bardzo dobrze została przedstawiona ta zmiana pokoleniowa, na przykładzie osób związanych z Hutą Katowice. „Ciało Huty” to dość ciekawa powieść, w której poznajemy losy dwóch młodych kobiet Uli i Ewy, które związane z Hutą Katowice były już od momentu rozpoczęcia jej budowy w 1972 roku, aż do przejęcia jej przez Arcelor Mittal na początku lat dwutysięcznych. Każdej z nich życie inaczej się ułożyło bo i każda była inna. Miały różne priorytety, inny charakter, pochodziły z różnych środowisk, ale łączyło je jedno – miłość do Huty, poczucie, że robi się w życiu coś ważnego, duma, że pracuje się w Hucie. Były ciałem tej Huty. Wiadomo, był to głęboki PRL, więc patrząc na to z obecnej perspektywy ludzi, którzy raczej przyzwyczajeni są do niejednokrotnej zmiany pracodawcy w całej swojej karierze zawodowej, powiemy, że ich poczucie, napiszę nawet, wyższości nad innymi, wynikało z komunistycznej propagandy wciskanej każdemu robotnikowi w tamtym czasie. „Robisz coś wielkiego, Naród jest z Ciebie dumny” itd., itp. To nie było do końca też takie złe, w końcu motywowano ludzi do pracy, aczkolwiek trąci naiwnością proletariatu. No cóż, takie były czasy. Teraz mamy inne. Jakkolwiek, czytając pierwsze rozdziały książki, doskonale wiedziałam co czują bohaterki, bo od razu przypomniałam sobie swoją pierwszą pracę i efekt końcowy projektu, nad którym pracowałam. Do tej pory mijając ów budynek jestem z siebie dumna, że przyłożyłam rękę do jego powstania.
Wracając natomiast do książki, przedstawiona przez Annę Cieplak historia była dobra, ale nie na tyle, żebym chciała kiedykolwiek do niej wrócić. Bardzo raziły mnie, jako Ślązaczki, wtłaczane jak gdyby na siłę zwroty w języku śląskim, nie wszystkie napisane poprawnie. Topornie się to czytało. Historia Uli, Ewy i ich dzieci taka ciut bez polotu, zwyczajna, czasem głupia. Być może tak miało być. W końcu jakie jest życie zwykłego szarego człowieka? Rodzimy się, uczymy, pracujemy, wychowujemy własne dzieci. W sumie właśnie z pracą jesteśmy najbardziej związani, to ta praca jest dla nas przygodą każdego dnia, o niej głównie rozmawiamy ze znajomymi. Gdy czytałam „Ciało Huty” w głowie miałam te stare książki pisane w czasach PRL, czasami na zamówienie władz, właśnie o zwykłym acz dzielnym i bardzo pracowitym robotniku, który odważnie stawia czoła przeciwnościom losu i wrogom narodu w procesie budowania silnej Polski poprzez realizowanie planu pięcioletniego itd., itp. Taka literatura miała chyba nawet swoją nazwę. No źle mi się to czytało.
Niestety jest to jedna z najsłabszych książek przeczytanych przeze mnie w tym roku i dam jej jedynie, albo aż, 5 gwiazdek na 10. Przykro mi Pani Aniu, tą książką mnie Pani niestety nie ujęła.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz