Tym razem głównym „bohaterem” książki jest schronisko Strzecha Akademicka. Jeszcze nie było mi dane odwiedzić tego schroniska, a przyznam, że lektura kryminału bardzo zachęca by wyruszyć śladami bohaterów w karkonoskie szlaki i schronisko „zaliczyć”. Autor przenosi nas w swej powieści w lata powojenne, dziewięćdziesiąte i obecne łącząc w sposób dramatyczny wydarzenia przeszłe z teraźniejszymi. Mamy tajemnicze zniknięcia i morderstwa. Dzielnych ratowników górskich i wielkie tragedie wyciskające łzy z oczu. I mamy mroczne schronisko, skrywające tajemnicę, będące świadkiem ludzkich dramatów i tylko szkoda, że ono samo nie może nam o nich opowiedzieć. Gdybyż tak Duch Gór tchnął w nie umiejętność snucia opowieści w jakiś śnieżny, wietrzny wieczór, cała sprawa rozwiązała by się najpewniej bez ofiar.
Jestem zauroczona książkami Sławka Gortycha. Autor ma niesamowity talent do opowiadania zawiłych historii. Czerpie w tym wszystkim z wydarzeń, które faktycznie miały miejsce i potrafi tak wpleść je w opowiadaną powieść, że gdyby nie posłowie i końcowe wyjaśnienia, można by bez mrugnięcia okiem powiedzieć, że każde słowo to czysta prawda. Jest akcja, jest zagadka, jest historia, są ciekawe postacie, dramatyczne rozwiązania spraw, jest wszystko. A w tej części dostałam nawet przejmujący smutek i żal i nawet łzy.
Lektura „Schronisk” zawsze wprowadza mnie ostatecznie w taką chwilową melancholię, która gryzie się jednocześnie z tym entuzjazmem i ekscytacją po skończonej książce. Mam wrażenie, że to działa siła Ducha Gór. W tym roku, krótko po skończeniu książki wyjechaliśmy do Szklarskiej Poręby, jak co roku, na minerały. Kierowałam swój wzrok w stronę gór, z daleka widziałam i schronisko Szrenica i stację nadawczą na Śnieżnych Kotłach i ogarnął mnie taki dziwny spokój. Do oczu napłynęły łzy, tak jakby każda ich kropla była opuszczającym mnie stresem, napięciem, problemem. Miałam być pusta ze smutków, by napełnić się spokojem i szczęściem. Chciałam tam zostać jak najdłużej. Nie wydaje mi się, żeby wpływ na moje samopoczucie miały akurat kryminały Pana Gortycha, choć o Duchu Gór i Karkonoszach pisze on z tak ogromnym szacunkiem i miłością, że to się dzieje chyba mimowolnie, iż czytelnik tą miłością sam zaczyna pałać w kierunku karkonoskich szczytów, szlaków i schronisk.
Pociągnęłam za język właściciela chatki, gdzie zwyczajowo nocujemy. Opowiedział mi o swoim litewskim pochodzeniu, o historii samej chatki i od razu stanął mi przed oczami Zbigniew Rokita i jego „Odrzania”. Jak to jest wszystko ze sobą powiązane...
Czytajcie ludziska, z TV nigdy tyle nie wyniesiecie co z dobrej, mądrej książki.
Aha! Autor szykuje dla nas czwartą cześć – czekam z niecierpliwością, wy też? ;D

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz