czwartek, 5 września 2024

"Schronisko, które spowijał mrok" Sławek Gortych


Czy ja naprawdę muszę tutaj dużo pisać o kolejnej książce Pana Gortycha ze Schroniskiem w roli głównej? Może wystarczyło by napisać, że Autor trzyma poziom, bardzo wysoki w mojej ocenie i warto być fanem jego kryminałów? Pewnie by wystarczyło. Ale ja tego tak nie zostawię, muszę się uzewnętrznić.

Tym razem głównym „bohaterem” książki jest schronisko Strzecha Akademicka. Jeszcze nie było mi dane odwiedzić tego schroniska, a przyznam, że lektura kryminału bardzo zachęca by wyruszyć śladami bohaterów w karkonoskie szlaki i schronisko „zaliczyć”. Autor przenosi nas w swej powieści w lata powojenne, dziewięćdziesiąte i obecne łącząc w sposób dramatyczny wydarzenia przeszłe z teraźniejszymi. Mamy tajemnicze zniknięcia i morderstwa. Dzielnych ratowników górskich i wielkie tragedie wyciskające łzy z oczu. I mamy mroczne schronisko, skrywające tajemnicę, będące świadkiem ludzkich dramatów i tylko szkoda, że ono samo nie może nam o nich opowiedzieć. Gdybyż tak Duch Gór tchnął w nie umiejętność snucia opowieści w jakiś śnieżny, wietrzny wieczór, cała sprawa rozwiązała by się najpewniej bez ofiar.

Jestem zauroczona książkami Sławka Gortycha. Autor ma niesamowity talent do opowiadania zawiłych historii. Czerpie w tym wszystkim z wydarzeń, które faktycznie miały miejsce i potrafi tak wpleść je w opowiadaną powieść, że gdyby nie posłowie i końcowe wyjaśnienia, można by bez mrugnięcia okiem powiedzieć, że każde słowo to czysta prawda. Jest akcja, jest zagadka, jest historia, są ciekawe postacie, dramatyczne rozwiązania spraw, jest wszystko. A w tej części dostałam nawet przejmujący smutek i żal i nawet łzy.

Lektura „Schronisk” zawsze wprowadza mnie ostatecznie w taką chwilową melancholię, która gryzie się jednocześnie z tym entuzjazmem i ekscytacją po skończonej książce. Mam wrażenie, że to działa siła Ducha Gór. W tym roku, krótko po skończeniu książki wyjechaliśmy do Szklarskiej Poręby, jak co roku, na minerały. Kierowałam swój wzrok w stronę gór, z daleka widziałam i schronisko Szrenica i stację nadawczą na Śnieżnych Kotłach i ogarnął mnie taki dziwny spokój. Do oczu napłynęły łzy, tak jakby każda ich kropla była opuszczającym mnie stresem, napięciem, problemem. Miałam być pusta ze smutków, by napełnić się spokojem i szczęściem. Chciałam tam zostać jak najdłużej. Nie wydaje mi się, żeby wpływ na moje samopoczucie miały akurat kryminały Pana Gortycha, choć o Duchu Gór i Karkonoszach pisze on z tak ogromnym szacunkiem i miłością, że to się dzieje chyba mimowolnie, iż czytelnik tą miłością sam zaczyna pałać w kierunku karkonoskich szczytów, szlaków i schronisk.

Pociągnęłam za język właściciela chatki, gdzie zwyczajowo nocujemy. Opowiedział mi o swoim litewskim pochodzeniu, o historii samej chatki i od razu stanął mi przed oczami Zbigniew Rokita i jego „Odrzania”. Jak to jest wszystko ze sobą powiązane...

Czytajcie ludziska, z TV nigdy tyle nie wyniesiecie co z dobrej, mądrej książki.

Aha! Autor szykuje dla nas czwartą cześć – czekam z niecierpliwością, wy też? ;D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz