Gifty nie miała łatwego dzieciństwa. Jej rodzice i brat wyemigrowali z Ghany w Afryce do Alabamy w USA, w poszukiwaniu lepszego życia. Gifty urodziła się już w Stanach. Matka Gifty harowała jak wół od rana do wieczora, ojciec w swej wielkiej tęsknocie za ojczyzną, wyjechał z powrotem do Ghany i mimo wielu zapewnień, nie wrócił już do USA, do żony i dzieci. Brat Gifty, którego nazywała w tajemnicy Buzz, po jakimś czasie od wyjazdu taty, popadł w uzależnienie od opioidów. Nie udźwignął ciężaru. Życie uzdolnionej naukowo Gifty kręciło się wokół szkoły, matki, która zachorowała na depresję i religii. Wszystko co dzieje się wokół niej próbuje z początku tłumaczyć sobie wolą Bożą, ułomnością ludzi, stara się zrozumieć usłyszane nauki, ale coś w środku niej buntuje się przeciw tak prostym, a jednocześnie naiwnym i czasem bezmyślnym argumentom porządku świata. Gdy poznajemy Gifty pierwszy raz, jest ona już doktorantką, a jej praca badawcza polega na odkryciu, na przykładzie myszy, ośrodków mózgu, które są odpowiedzialne na uzależnienia. Co sprawia, że jedni uzależniają się od razu od zażycia substancji aktywnej, a inni dopiero po dłuższym czasie. Gifty próbuje za wszelką cenę odpowiedzieć na pytanie, czy jesteśmy w stanie skutecznie leczyć ludzi z uzależnień bądź depresji blokując lub zakłócając działanie pewnych połączeń w mózgu. Jej upór do poznania odpowiedzi na stawiane sobie pytania jest tym większy im bardziej powątpiewa ona w moc sprawczą Boga. Skoro kiedyś modliła się usilnie do Niego, aby uzdrowił jej brata, co niestety nie przyniosło pożądanych rezultatów, stwierdziła, że sama dowie się jak uchronić innych przez niszczącym uzależnieniem.
„Poza Królestwo” zostało napisane trochę jak pamiętnik dorosłej już Gifty – sama nam o sobie i swoim życiu opowiada, cytuje listy, które pisała w dzieciństwie do Boga i dzieli się spostrzeżeniami. Mimo, że Gifty wielokrotnie pisze o sobie, że już dawno przestała się modlić, że nie uczęszcza na spotkania Zgromadzenia, nie pisze listów jak to miała w zwyczaju, to można odnieść wrażenie, że dalej jest osobą wierzącą. Trudno żeby nie, w końcu to w jakim środowisku żyjemy, ma ogromny wpływ na nas samych i nasz światopogląd, nawet jeśli twardo chcemy się od tego odciąć, gdzieś w głębi nas zawsze zostaje to ziarenko przeszłości. Gifty nie odrzuciła wiary do końca, ona po prostu zawiodła się na logice Kościoła, zawiodła się na swoim Zgromadzeniu. Do tego dziwi ją postawa odrzucająca korelację między nauką a religią. Pisze tak: „(...) Moje życie było by zupełnie inne, gdybym dorastała w kościele tej kobiety [przyp. wielebna z innego kościoła], a nie w kościele odrzucającym intelektualizm jako pułapkę świeckiego świata, wymyśloną po to, by podkopywać wiarę.” Polecam doczytać sobie samemu, strona 163 i 164 książki. Generalnie w książce jest wiele takich fragmentów, które dają do myślenia. Nie tylko na temat wiary, ale też rasizmu, feminizmu czy właściwie bardziej walki o uznanie kobiet w świecie nauki oraz uzależnień.
Jak się okazało w trakcie spotkania Klubu Książki, książka takie niby nic, a sprowokowała do bardzo ciekawej dyskusji głównie właśnie na temat wiary i tego czy Bóg w ogóle istnieje. Oczywiście, tyle ile osób, tyle opinii, jedni bardziej radykalni, inni mniej. Tu należy zwrócić również na uwagę, że dyskusja kręciła się głównie wokół samego Boga i wiary, a nie Kościoła, jako instytucji. I skromnie uważam, że to jest fajne. Wychodzi na to, że każdy z nas jest w mniejszym lub większym stopniu antyklerykałem. Zwątpienie w Kościół, nie wyklucza wiary, dokładnie tak jak było u Gifty. I to dotyczy każdego wyznania.
Czy polecam tę książkę? Tak, bo to coś innego, coś niepozornego, bo może odnajdziemy w przemyśleniach Gifty nasze własne przemyślenia. Poszerzymy horyzonty. Czytajcie!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz