Zawsze zastanawiałam się co czyni ludzi okrutnymi. Dlaczego z taką lubością pastwimy się nad innymi, nie ważne czy to drugi człowiek czy zwierzę. Mamy to gdzieś zapisane w genach? Przecież właśnie to podobno odróżnia nas od zwierząt, że potrafimy myśleć i analizować. Dlaczego zatem jest w nas tyle jadu, zawiści, dlaczego podnieca nas czynienie zła? A później za to zło nie potrafimy nawet należycie przeprosić. Oczywiście można wszystko zwalić na pieniądze, tzn., że pieniądz rządzi tym światem i w pogoni za nim ludzie są zdolni do największych podłości, ale to zdecydowanie zbyt duże uproszczenie tematu.
Z drugiej strony zaś, człowiek w swej naiwności wierzy, że są ludzie, miejsca, instytucje, gdzie tej krzywdy nigdy nie zaznamy. Tak powinno przynajmniej być... a nie jest. Mowa tu o szkołach, kościele czy szpitalach, o ludziach pełniących zaszczytne funkcje, osobach znanych, politykach, celebrytach, księżach, lekarzach, adwokatach, ale i mechanikach samochodowych czy kurierach. O osobach powszechnie lubianych, fałszywie sprawiających wrażenie osób z sercem na dłoni, itd., itp.
Najbardziej bolą mnie niegodziwości wymierzone w dzieci. Dorosły, to brutalne, może to wynika z mojego charakteru, ale myślę, że jakoś sobie poradzi. Może nawet obroni. Co prawda, jak uczy nas chociażby historia IIWW, są niegodziwości z którymi nikt sobie nie radzi, ale jednak to krzywda dzieci boli najbardziej. Tym ciężej czytało mi się przedmiotową książkę, bo jej zawartość dotyka tych, którzy po stokroć na to nie zasłużyli.
„27 śmierci Toby'ego Obeda” to książka trudna pod każdym względem. Zapewne samej Autorce nie przyszło łatwo jej napisać. Porusza, wstrząsa, oburza i wiele, wiele wyjaśnia. A o czym jest ta książka? O Kanadzie, o Pierwszych Narodach, o szkołach do których zabierane były rdzenne dzieci i w których były maltretowane, bite, molestowane, gwałcone, głodzone... O przedstawicielach Pierwszych Narodów, których każde kolejne pokolenie niesie na barkach traumę, którzy są u siebie, a jakby nie byli, którzy nigdy nie otrzymali należytych przeprosin ze strony wszystkich oprawców, którzy są do tej pory marginalizowani i traktowani jak atrakcja kraju. Maskotki, których symbole można dowolnie wykorzystywać w celach marketingowych.
Nie da się reportażu Pani Joanny przeczytać jednym ciągiem. Trzeba robić przerwy by poukładać sobie w głowie... przeżyć to... przetrawić. Nie da się czytać bez emocji o rażeniu prądem kilkuletniego dziecka na krześle elektrycznym przy pełnej publiczności wielu „duszpasterzy”...
Kanada. Po przeczytaniu tej książki, zatarł się w mojej głowie obraz Kanady jako kraju mlekiem i miodem płynącym, sielankowym i ogólnie wspaniałym do życia. Zamiast tego mam przed oczami przedstawicieli Pierwszych Narodów i czarnego kruka.
Dlatego trzeba czytać. Trzeba ciągle i bez ustanku poszerzać horyzonty, zdobywać wiedzę, wyrabiać sobie własne zdanie, ustrzegać się propagandy i mieć po prostu otwarty umysł. Tym czytaniem też nie zamykajmy się wyłącznie w jednym gatunku literackim, czytajmy wszystko, dużo, sięgajmy i po rozrywkę i dokument, dla równowagi. Ale błagam, czytajmy. Bo jak inaczej mam wytłumaczyć starej babci, że przebranie wnusia na bal przebierańców za Indianina to tak jakby dla zabawy założył tradycyjny żydowski strój do modlitwy (albo co gorsza pasiak)? Są granice, które przekraczać należy i takie, których przekraczać nie wolno.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz