wtorek, 11 lipca 2023

"Arcydzieło" Tom Hanks


Ręka w górę, kto nie zna Toma Hanksa – jestem przekonana, że zdecydowana większość z nas widziała przynajmniej jeden film z Hanksem w roli głównej. Bardzo sobie cenię jego grę aktorską, to jak kreuje swoje postacie, jego zaangażowanie i chyba miły sposób bycia, który przebija się z filmów z jego udziałem. Ostatnio Tom Hanks objawił się swoim fanom również jako pisarz. W Polsce wydane, jak do tej pory, zostały dwie jego książki: zbiór opowiadań „Kolekcja nietypowych zdarzeń” oraz „Arcydzieło”. Pierwszej z nich jeszcze nie czytałam, ale sięgnęłam po „Arcydzieło” i szczerze mówiąc, chyba miałam inne wyobrażenia o tej książce. Przeczytałam ją nie wiedząc nawet dokładnie o czym będzie, stwierdziłam, że skoro napisał ją Tom Hanks, to na pewno jest to coś wyjątkowego, arcydzieło. Przeliczyłam się, ale teraz gdy skończyłam ją czytać, wiem, że tylko ciut.

„Arcydzieło” to powieść inna niż wszystkie jakie do tej pory czytałam. Nie ma w niej jakiegoś niesamowitego dramatu, wielkich miłości, złoczyńców, rodzinnych tragedii itp., bo „Arcydzieło” to powieść o tym jak robi się film. Od pomysłu na scenariusz, poprzez dogadywanie budżetu, wybór lokalizacji, casting aktorów, pierwsze zdjęcia, kręcenie poszczególnych scen, aż do montażu, dodawania efektów specjalnych, dźwięku i ostatecznie projekcji. Pomyślicie „o ludzie, co za nudy” i też tak myślałam po rozpoczęciu czytania. Byłam bardzo sceptycznie nastawiona, stwierdziłam, że tytuł książki jest na wskroś mylący, książka nawet obok arcydzieła nie stała. Zawzięłam się jednak w sobie, uznałam, że skoro zaczęłam, to muszę skończyć. I wiecie co, gdybym ją wtedy, na samym początku odłożyła, to wiele bym straciła.

Poznajcie zatem Billa Johnsona, światowej sławy reżysera i scenarzystę w jednym. Bill jest profesjonalistą, do swoich filmów sam pisze scenariusze. Oczywiście pod warunkiem, że znajdzie dobrą inspirację, którą przy kolejnym filmie staje się niedoceniona ultraska z serii filmów o Agentach Zmiany (coś w stylu Marvela lub DC) i bohater komiksu o walkach z Japończykami w czasie II wojny światowej, Ogniomiot, czyli żołnierz z miotaczem ognia. W osobnej części książki poznajemy historię powstania komiksu opowiadającego o Ogniomiocie. W mojej ocenie, na tym etapie powieści, historia Ogniomiota była najciekawsza. Niemniej zaraz po niej, zaczynamy poznawać kolejne osoby z ekipy filmowej, producentów, współproducentów i aktorów podchodzących do pracy poważnie i... mniej poważnie. Oczywiście wszystko w formie powieści lub trochę jakby krótkich wywiadów. Całość powieści kręci się tylko i wyłącznie wokół tworzenia filmu, ale co jest zaskakujące... to wciąga. Wciąga bo na planie filmowym dzieją się rzeczy zwykłe i niezwykłe, niebywałe, oburzające, tragiczne, smutne, komediowe i satysfakcjonujące. Czuć napięcie towarzyszące ekipie by wyrobić się ze zdjęciami w założonym terminie, poddenerwowanie charakteryzatorów gdy aktor nie współpracuje, widzimy wymuszoną uprzejmość w stosunku do osób, od których zależy powodzenie przedsięwzięcia, chociaż są skończonymi dupkami. Kibicujemy reżyserowi, podziwiamy jego stoicki spokój, podziwiamy poświęcenie i zawziętość ekipy, a wszystko po to by wypuścić ostatecznie film, który zarobi i stanie się arcydziełem.

„Arcydzieło” nie jest książką, która was wciągnie i pochłonie w swoje czeluście od razu i w sposób bezwzględny. Tej książce trzeba dać trochę czasu. Za to gdy już oswoimy się ze stylem, z formą przekazu, z fabułą, zaczynamy zaprzyjaźniać się z jej bohaterami. Wsiąkamy w tę powieść. Przewracamy kolejne strony książki z coraz większym zainteresowaniem. Ostatnie 250 stron kończyłam czytać o 4 rano. Zamknęłam książkę, zgasiłam światło w pokoju i mocno się zdziwiłam, że już zaczynało świtać. Za rachunek za prąd pewnie się nie wypłacę. Niemniej ta książka bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Tak jak z początku już spisywałam ją na straty, że nie, absolutnie nikomu jej nie polecę, tak teraz jestem nią może nie tyle zachwycona, bo to nadal jest za duże słowo dla „Arcydzieła”, ale jestem zadowolona, że ją przeczytałam. Lektura dostarczyła mi wielu emocji, była zajmująca, dowiedziałam się z niej, że zrobienie filmu to nie jest takie o hop siup łatwe i przyjemne i właściwie, kto mógł lepiej napisać taką książkę jeśli właśnie nie świetny Aktor. Widać w tej książce szacunek do ludzi, którzy biorą udział w produkcji, do ich pracy i poświęcenia. Do każdej osoby, nawet tej najmniej ważnej. Czuć przesłanie, żeby szanować się wzajemnie, żeby nie oceniać z góry, żeby dawać szansę na zmianę, na zrozumienie błędu, żeby nie przekreślać kogoś od razu bo powinęła mu się noga i co mnie bardzo uderzyło, nawet jeśli współpraca z kimś nie poszła po naszej myśli, nie oczerniajmy tej osoby, być może dostała już wystarczającą nauczkę, nie niszczmy jej opinii w showbiznesie. Wiele pozytywnych przekazów niesie ze sobą ta książka. Mam wrażenie, że Tom Hanks chciał pokazać w niej jak powinna wyglądać współpraca na planie, jak ludzie powinni się nawzajem traktować.

Praca nad filmem to ciężki kawałek chleba. Jeśli chcecie poznać jak to faktycznie wygląda „od kuchni”, to sięgnijcie po „Arcydzieło”. Nie porzucajcie tej książki, dajcie jej dojrzeć, zapewniam, że zrobi się ciekawie. Ostatecznie polecam – mocne 7,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz