środa, 21 czerwca 2023

"Chwile wieczności" Kiersti Anfinnsen


Starość się Bogu nie udała. Chociaż z drugiej strony, może starość jest jaka jest dlatego właśnie, żebyśmy chcieli już odejść?Odpocząć? Żeby nam już niczego nie było szkoda? Czy młodzi myślą o starości?

"Chwile wieczności" jak dla mnie ta książka jest świetna. Mam problem jedynie z określeniem konkretnych emocji po jej przeczytaniu. Już tłumaczę...

Poznajcie Birgitte, starszą panią pochodzenia norweskiego. Birgitte była uznaną kardiochirurżką, kobiecą prekursorką w tej specjalizacji. W książce nie zostało określone dokładnie ile lat ma Birgitte, ale zapewne jest po dziewięćdziesiątce. Jest stara jednym słowem i doskonale zdaje sobie sprawę, że niewiele jej już zostało. W zasadzie, żegna się ze światem. Wszyscy, których znała i coś dla niej znaczyli, już nie żyją. Birgitte nie ma dzieci, nie miała męża, za to miała życie pełne wyzwań, wielkich celów, życie w którym poszukiwała tego jedynego, ale coś nie wyszło. Życie, w którym ratowała życia innych, choć nie wszystkich pacjentów lubiła i szanowała. Życie, które ukształtowały wpływy matki, niekoniecznie pozytywne.

Książka wg mnie przybiera trochę postać pamiętnika podzielonego na dwie części. W pierwszym Birgitte zapisuje bardzo sarkastycznie swoje wspomnienia, przemyślenia dotyczące starości i tego jak ona sama jest przez innych traktowana przez wzgląd na tę starość. Druga część to przemyślenia i opisy jej aktualnej sytuacji. Birgitte poznaje faceta w jej wieku i ze sobą zamieszkują, to i urocze i śmieszne ale i smutne zarazem. Generalnie książka przepełniona jest takim gorzkim humorem. Śmiałam się sama do siebie przy jej czytaniu, niektóre fragmenty były rozczulające. Można wyczuć, że Birgitte nie jest do końca zadowolona z tego jak przeżyła życie. Niejednokrotnie pisze, że w zasadzie nie ma komu czegokolwiek zostawiać (bo nie ma dzieci) i czuć w tych słowach gorycz. Choć z drugiej strony stara się trzymać z dala od własnej rodziny, głównie siostry. Birgitte często mówi o swoich poglądach nt dzisiejszej ludzkości, ludzi, jak szybko dajemy sobą manipulować i ma w tym rację, ale co zaskakujące, te poglądy są uniwersalne do każdego pokolenia, o czym często uświadamiamy sobie dopiero właśnie u schyłku życia. Ludzie na przestrzeni wieków nie zmieniają się aż tak bardzo. 

I takie są właśnie uczucia moje jako czytelnika. 
Ta książka mnie smuci, bo opisuje dokładnie jak wygląda starość i co czeka każdego z nas. Najbardziej zasmucił mnie nie sam fakt zakończenia życia, ale tego jak osoby starsze są postrzegane przez nas, młodych: "Ludzie nie słuchają tego, co im mówią starcy, tylko kiwają głowami, przybierając pełną empatii minę, i udają, że do nich dociera, ale tak naprawdę myślą o czymś zupełnie innym". Smutne, ale prawdziwe...

Ta książka mnie bawi bo bawi mnie sarkastyczne podejście samej Birgitte. To taki trochę śmiech przez łzy, ale mam wrażenie, że ją znam, że jakbym czytała o sobie na starość. Do życia trzeba podchodzić trochę z dystansem, z sarkazmem. Życie jest wystarczająco przytłaczające, a jednocześnie piękne.

Ta książka jest mądra i piękna, ta książka jest świetnie napisana, jest obrazem nas samych, jest ponadczasowa, ponadpokoleniowa. Jest prawdziwym obrazem starości i tylko od nas samych zależy, czy będziemy umierać samotnie czy wśród bliskich. 

Polecam tę książkę, ma głębię, której często się szuka. Jest dopełnieniem, a zarazem pozostawia niepokojącą pustkę. Tak jak nasze myślenie o starości. Nie chcemy jej, próbujemy ją oddalić od siebie, a i tak od niej nie uciekniemy. Ona nas dopadnie i kiedyś zakończy nasze życie. 
Młody może, stary musi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz