wtorek, 8 listopada 2022

"Dziennik" Anne Frank


CZWARTEK, 16 WRZEŚNIA 1943

„Żeby raz i głośno się pośmiać, to by bardziej pomogło niż dziesięć tabletek walerianowych, ale my już prawie oduczyliśmy się śmiać.”


Długo zastanawiałam się jak zacząć. W przypadku książek, które tak wiele dają nam do myślenia, zawsze najtrudniejsze jest pierwsze zdanie. Z resztą jak z wszystkim – najtrudniej jest zacząć, a potem już jakoś samo idzie. Czy Anne też czuła mętlik w głowie pisząc po raz pierwszy? Być może. Ja natomiast zacznę tak...


„Dziennik” Anne Frank to na pierwszy rzut oka typowy pamiętnik nastolatki. Anne w dniu swoich trzynastych urodzin 1942 roku otrzymuje w prezencie dziennik, w którym zamierza zapisywać wszystkie swoje przemyślenia. Traktuje dziennik jak swoją najlepszą przyjaciółkę, powierniczkę wszelkich sekretów, dlatego wpisy mają formę listów do wymyślonej przyjaciółki o imieniu Kitty. Jak widzicie, mamy rok 1942, II Wojna Światowa, czas represjonowania Żydów, a Anne była Żydówką. Niespełna miesiąc po swoich urodzinach Anne wraz z rodzicami i siostrą oraz jeszcze trzema innymi osobami udaje się do przygotowanej wcześniej kryjówki by spróbować przeczekać wojnę. By spróbować przeżyć. Ukrywając się musieli zachować niemalże absolutną ciszę, bez zbędnych wygód i z bardzo ograniczonym kontaktem ze światem zewnętrznym. Przede wszystkim jednak, musieli znosić swoje bezustanne towarzystwo, na stosunkowo niewielkiej przestrzeni, przez 760 dni. I przez te 760 dni Anne opisuje swoje emocje, rozterki, pisze o życiu w „oficynie”, o kłótniach, smutkach, radościach, miłości, a nawet o najbardziej intymnych sprawach. Przez 760 dni widzimy jak zmienia się styl w jakim pisze Anne, jak zmienia się ona sama, jak zmienia się jej postrzeganie świata oraz postrzeganie samej siebie. Przez 760, aż do momentu gdy hitlerowcy odkrywają ich kryjówkę...


Dużo swojego czasu słyszałam o fenomenie Anne Frank. O tym jak bardzo jest popularna pomimo, iż była zupełnie zwykłą dziewczynką. Myślałam cóż takiego w niej było i jest nadal, że tyle wokół niej szumu. Skoro dwa lata przesiedziała w kryjówce, to tak naprawdę, nie zaznała tego najgorszego okrucieństwa tej wojny. Z resztą ukrywanie się to chyba nic niezwykłego w tamtym czasie, zapewne niejedna rodzina podzieliła ich los. Znam z literatury zdecydowanie gorsze i bardziej dramatyczne historie. Więc co w tej Anne Frank takiego niezwykłego? Właśnie nic... Właśnie o to chodzi, że nic... Anne Frank jest każdym z nas.


Niezwykłość „Dziennika” polega na zupełnej zwykłości jego Autorki. Mimo, że historia Anne ma już prawie 80 lat, opisywane przez nią emocje, uczucia, relacje pomiędzy nią a każdym członkiem oficyny, ale zwłaszcza między nią a jej rodzicami, poglądy jakie wygłasza, to co myśli o sobie, o innych oraz jej zachowanie, są dalej aktualne i powszechne. To ponadczasowa pozycja, dopiero po przeczytaniu której zrozumiałam dlaczego jest tak popularna wśród młodzieży (o popularności wśród dorosłych potem). Tak naprawdę każdy z nas był/jest jak Anne. Buntował się przeciw rodzicom, był niepokorny, przeświadczony o swojej niepodważalnej racji. Kto z nas choć raz nawet nie pomyślał o swoich rodzicach „oni mnie nie rozumieją i ciągle o wszystko mają do mnie pretensje”? Jedni nosili ten bunt w sobie, inni jawnie eksponowali swoje uczucia. Hormony – tak kwitowali to zazwyczaj dorośli. I Anne właśnie o tym pisze. Realia jej życia były diametralnie różne od dzisiejszych. Przyszło jej żyć na małej powierzchni nie tylko z rodziną, ale i obcymi osobami. Jej sytuacja była bardzo trudna. Wyobraźcie sobie siebie zamkniętego przez dwa lata choćby tylko z najbliższą rodziną, bez możliwości wyjścia na zewnątrz, wychylenia nawet głowy przez okno, nie posiadając do końca nawet swojego własnego kącika, często w zupełnej ciszy i bezruchu... Niedawno mieliśmy tego małą próbkę – pandemia wymusiła na nas lockdown, też siedzieliśmy w domach i mieliśmy ograniczone możliwości wyjścia i kontaktu z innymi ludźmi. Już przy tym słyszało się od poniektórych, że dostają kociokwiku od patrzenia na siebie przez kilkanaście dni. A co powiecie na 2 lata? Dla nastolatki, która wchodzi w ten czas swojego życia, gdzie zmienia się jej ciało i umysł, musiał być to zaiste ogromny wysiłek by wytrzymać i nie dać komuś w twarz... Ja bym miała problem.

Realia jej życia były inne, ale mimo to Anne zmagała się dokładnie z takimi samymi problemami i dylematami co dzisiejsza młodzież. I za 20, 50, 100 lat dalej będzie tak samo. Odnajdujemy w Anne siebie...

Tej książki nie napisał dorosły. Żaden dorosły nie wymyślił tej historii, to nie fikcja literacka. Nikt nie włożył w głowę Anne swoich dorosłych myśli, nie zbudował sztucznego obrazu ówczesnej nastolatki. To wszystko jest autentyczna Anne.

To właśnie niezwykłe w tej zwykłości.


Odnajdujemy siebie w Anne – dorosłym natomiast przypomina o tym jacy my sami byliśmy gdy mieliśmy te 13, 14 czy 15 lat. Tylko nasze życia nie skończyły się tragicznie... Poza tym dorośli są wścibscy, uwielbiają czytać czyjeś pamiętniki. Przyznać się, ilu jest takich co sięgnęło po kryjomu po pamiętniki własnych dzieci? Oczywiście, nie raz i nie dwa zdarzały się sytuacje, że taka lektura pozwoliła wyłapać coś niepokojącego wśród naszej latorośli, dzięki czemu mogliśmy zapobiec jakiemuś nieszczęściu. Wracając do „Dziennika” Anne, poznajemy w nim tajemnice obcych nam ludzi i doznajemy olśnienia. Okazuje się, że „problemiki” młodej Anne są jakieś dziwnie swojskie. Takie nasze. Są (jest), a potem nie ma już nic...


To dlatego ta książka jest taka ważna. Jest doskonały uświadomieniem nam wszystkim tego, że holokaust (ogólnie wojna) dotknął ludzi takich jak my. I i II Wojna Światowa miały miejsce już tak dawno, że powoli wydają się nam one po prostu trudnym rozdziałem historii świata, dalekim wspomnieniem, czymś co już nigdy się nie zdarzy. Myślimy „mnie to nie dotyczy”, albo „ja w takiej a takiej sytuacji postąpiłbym inaczej”. Nie wiesz jakbyś postąpił bo całe szczęście los nie stawia cię w sytuacji gdy musisz ratować życie swoje i swojej rodziny tylko dlatego, że ktoś nie lubi wiary jaką wyznajesz. Czytając „Dziennik” dociera do nas ta brutalna prawda. To nie byli wymyśleni ludzie, byli prawdziwi do szpiku kości. Byli tacy jak my, dzisiaj, teraz. Powyższe można przyrównać do widoku trupa. Oglądasz wiadomości, filmy gdzie trup ściele się gęsto, krew się leje itd., oswajasz się z tym widokiem, staje się powszechny. Dopiero widok face to face z nieżyjącą osobą w trumnie jest dla ciebie szokiem. To był człowiek, którego znałeś... A teraz go nie ma. To samo jest z ofiarami wojen. Czytasz o tym, oglądasz filmy, temat powszednieje. Ja też, o czym pisałam na początku, stwierdziłam „ukrywała się i pisała dziennik, no i co, co w tym niezwykłego?” No właśnie to... To moglibyśmy być my...


Z okładki książki spogląda na nas uśmiechnięta dziewczyna, o radosnym, wręcz zawadiackim spojrzeniu, koleżanka, przyjaciółka, młoda kobieta, być może przyszła matka. Przy dobrych wiatrach Anne mogłaby żyć do teraz, gdyby nie wojna...


W przypadku „Dziennika” należy zwrócić uwagę na jeszcze jeden jego bardzo ważny aspekt – mianowicie na rażące i bardzo obrazowe pokazanie jak działa rasizm i segregacja ludzi. Tu mamy Żydów, ale równie dobrze można ich zastąpić latynosami, Romami, czarnoskórymi, Syryjczykami, Ukraińcami. Do czego prowadzi nienawiść do innej nacji, religii, koloru skóry. Nienawiść do inności. A inność to w drugą stronę, wyjątkowość. Dlaczego jedni chcą być inni i mówią wtedy „ja jestem wyjątkowy, unikalny, mam swój niepowtarzalny styl” itd. A z drugiej strony, jeśli nie jesteś jak wszyscy, stajesz się tym gorszym wyjątkowym. Wytykają cie palcami, szydzą z ciebie, hejtują. Mordują. Gdzie jest ta magiczna granica między fajną wyjątkowością, a tą gorszą? Ale uwaga – wszyscy jesteśmy tacy sami, co nam dobitnie udowodniła Anne. Te ramy wyjątkowości ustalamy sobie sami. Zazwyczaj ustala większość, która nie zawsze ma racje.

I tu polecam film pt. „Wolność słowa” - obecnie dostępny na platformie Netflix. Porusza, właśnie posiłkując się „Dziennikiem” Anny Frank, temat nienawiści i wzajemnego zwalczania się ludzi pochodzących z różnych grup społecznych. Warty obejrzenia.


Reasumując, polecam przeczytać tę książkę, każdemu, bezwzględnie każdemu. Nie rozumiałam dlaczego jest tak ważna, ale po jej przeczytaniu bije się w pierś. Pycha kroczy przed upadkiem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz