wtorek, 4 maja 2021

"Cymanowski Młyn" Magdalena Witkiewicz i Stefan Darda


Nie przypominam sobie żebym kiedykolwiek czytała książkę pisaną przez dwie osoby. Przyznam, że to ciekawe doświadczenie, wyraźnie dało wyczuć się w książce tak styl pisarski Pana Stefana, jak i kobiece podejście do tematu Pani Magdaleny. Po skończonej lekturze uważam, że to połączenie sił było dość udane, takie mocne 7/10. Można przeczytać.


Akcja "Cymanowskiego Młyna" rozgrywa się w pensjonacie tej samej nazwy na Kaszubach. Pensjonat zakupił, po śmierci swojej żony, były wojskowy Jerzy Zawiślak. Razem z nastoletnim w tamtym czasie synem Łukaszem, podniósł budynek i towarzyszące zabudowania z ruiny, z przeznaczeniem na agroturystykę. Niestety interes nie idzie tak jak przewidywali Zawiślakowie. Podejmują więc próbę zareklamowania się w czasopiśmie turystycznym, gdzie czytelnicy, rozwiązując krzyżówkę, mają szansę wygrać pobyt w akurat promowanym miejscu. I tak do Cymanowskiego Młyna trafiają Monika i Maciej. Małżeństwo przeżywające kryzys, które już prawie nie istnieje. Urok miejsca oraz brak zasięgu i innych rozpraszaczy sprawia, że Monika i Maciek na nowo zakochują się w sobie i przeżywają razem kilka naprawdę pięknych dni. Niestety tylko kilka, gdyż Maciej musi koniecznie wyjechać do Warszawy co rozjusza Monikę i utwierdza w przekonaniu, że małżeństwa już nic nie uratuje. I wtedy do akcji wkracza Piotrek... Kto to i jaką rolę pełni w powiesci? Zachęcam by samemu dowiedzieć się tego z lektury. Napiszę jedynie, że Cymanowski Młyn położony jest w bliskim sąsiedztwie nawiedzonych trzęsawisk, a Łukasz Zawiślak bardzo interesuje się ezoteryką i okultyzmem. Wystarczy.

Czy książka mi się podobała? Nawet, nawet, chociaż czuję pewien niedosyt. Niedosyt grozy. Wcześniej przeczytałam "Dom na Wyrębach" Pana Dardy i szczerze miałam nadzieję na coś podobnego. W książce jest zdecydowanie więcej Pani Witkiewicz niż Pana Dardy, tzn bardziej to dramat/romansidło niż thriller. Książka napisana jest technicznie poprawnie, bez błędów merytorycznych itd, ale myślę że Autorzy powinni bardziej rozwinąć wątek upiora znad trzęsawisk, mocniej wpleść go w historię niż opisywać w jaki sposób Jerzy Zawiślak negocjuje warunki sprzedaży znalezionych w trakcie remontu Cymanowskiego młyna precjozów należących de facto do ww. upiora. Jeszcze gdyby upłynnienie skarbów bardziej zlowieszczo wpłynęło na jego życie... A wyszło, że w zasadzie na koniec dostał "nagrodę" za swoje niecne występki... Bohaterowie są ciekawi, fajnie zcharakteryzowani choć jak dla mnie są zbyt odważni, za mało się boją i to może też być powodem tego, że tej wyczekanej grozy tu tak mało. Monika na wyjazd męża reaguje w dość zrozumiały sposób chociaż nieco histerycznie, niemniej jednak, rozumię ją. Najbardziej boli mnie zakończenie powieści. Zdecydowanie za długi epilog. Zakończenie głównej części książki jest nagłe i całego senda sprawy dowiadujemy się z epilogu, gdzie wygląda to tak, jakby Autorom nie chciało się już dalej pisać więc to co mogliby jeszcze ciekawie zawrzeć w dalszych kilkudziesięciu stronach głównej części, zawarli w Epilogu w sposób nudny, sztampowy i bez polotu... 

Czasem wydaje mi się, że przed wydaniem książki należałoby poddać ją pod konsultacje losowo wybranym czytelnikom, np z portalu lubimyczytac.pl ;) Mogliby wtedy może posunąć parę ciekawych pomysłów by uczynić z książki prawdziwego potwora, takiego co wystraszy wielu... Lecz z drugiej strony, książka straciłaby na indywidualności, przestałaby być wyjątkowa i tym jedynym, niepowtarzalnym zamysłem Autora.

Zostawmy więc tę pozycję taką jaka jest. Jest dobrze, mimo, że mogło być lepiej... Mi się podobało. Z pewnością kiedyś przeczytam ją jeszcze raz. Polecam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz