poniedziałek, 21 października 2019

"Zanim się pojawiłeś" Jojo Moyes


Oglądaliście kiedyś „Nietykalnych”? Jeśli tak, to „Zanim się pojawiłeś” to to samo, ale trochę inne. :)

Bardzo fajna książka. Jojo Moyes ma bardzo dobre pióro, czyta się ją wyśmienicie. Historia, którą pokrótce opiszę poniżej, jest bardzo przejmująca i taka... autentyczna, wiarygodna. Autorka niby w prosty sposób, bez niepotrzebnego patetyzmu, stara się uświadomić nam, że mogą nas w życiu spotkać sytuacje, przez które całkowicie zmienimy postrzeganie otaczającego nas świata, które zmienią nas samych, które otworzą nas na nowe wyzwania, bądź ich nas pozbawią. Uświadamia nam, że mimo iż mamy określone poglądy na pewne sprawy, chociażby związane ze śmiercią, nigdy nie możemy być do końca pewni, w jaki sposób zareagujemy, jeśli los postawi nas w takiej a nie innej sytuacji. Jak to się mówi: tyko krowa nie zmienia swoich poglądów. Z odwagą i uśmiechem idźmy przez życie, nie bójmy się wyzwań, nigdy nie będziemy wiedzieli, czy nasz wybór jest słuszny, jeśli nie spróbujemy, jeśli nie odważymy się wybrać. Życie mamy tylko jedno. I mimo naszych osobistych przekonań, szanujmy zdanie innych. Nie oznacza to oczywiście, że mamy być bezgranicznie tolerancyjni. Nasza tolerancja, uważam, powinna kończyć się tam, gdzie zaczyna się czyjaś krzywda. Niemniej jednak, otwórzmy się na innych i na cały ten świat. Najgorsze co możemy zrobić to nie wierzyć w siebie i zamknąć się w skorupie własnych lęków i uprzedzeń.

„Zanim się pojawiłeś” jak już napisałam jest podobna do „Nietykalnych, ale inna. 
Główną bohaterką jest 26-letnia Lou. Dziewczyna, która ma wyjątkowy styl ubierania, jest energiczna, wesoła, troszkę roztrzepana, bardzo pozytywnie nastawiona do życia, aczkolwiek mimo całej tej powierzchowności dostrzegamy pewną „skorupę”, którą Lou wytworzyła wokół siebie. Skorupę, w której doskonale się czuje. Pracuje w kawiarni i w zasadzie, gdyby nie to, że niespodziewanie zostaje zwolniona, pewnie pracowałaby tam do emerytury. Po prostu lubiła tę pracę. Lou nie odczuwała potrzeby jakichkolwiek zmian, nie wychodziła naprzeciw niczemu, nie podróżowała, pozornie, nie chciała studiować. Miała chłopaka, z którym była już ładnych parę lat. Bez słowa skargi akceptowała to, że interesował się nią co raz mniej, że nie potrafili razem sprecyzować wspólnych celów, w zasadzie, nawet nie była do końca przekonana czy go kocha i czy on kocha ją. Trwała w tym związku, bo tak chyba po prostu było wygodniej, aniżeli zaczynać wszystko od początku. Jak się okaże w trakcie lektury, jej zachowanie miało konkretną przyczynę.

Lou pewnego dnia traci pracę w kawiarni. Przez wzgląd na trudną sytuację finansową swojej rodziny, zależy jej by szybko znaleźć nowe zatrudnienie. Po długich poszukiwaniach i mimo braku kompetencji, udaje się jej w końcu podjąć pracę jako opiekunka osoby niepełnosprawnej w dość dobrze usytuowanej rodzinie. W zasadzie ma być głównie osobą do towarzystwa, do rozbawiania i umilania czasu mężczyźnie, który w wyniku nieszczęśliwego wypadku został prawie całkowicie sparaliżowany. 
Will przed wypadkiem był bardzo aktywny, korzystał z życia garściami. Podróżował po świecie, uprawiał sporty ekstremalne, miał udane życie zawodowe i towarzyskie. To wszystko zostało mu brutalnie odebrane, do czego nie może się przyzwyczaić i absolutnie nie chce zaakceptować oraz co popchnęło go w kierunku próby odebrania sobie życia... Nie udało mu się, jednakże oświadczył, że chce poddać się eutanazji. Jego decyzja jest nieodwołalna. W końcu jest dorosły i może o sobie sam decydować, co nie zmienia faktu, że jego decyzja jest trudno-akceptowalna, zwłaszcza przez jego Matkę. Ubłagała pół roku. Pół roku miała Lou by zmienić jego zdanie, by swoją osobą, podejściem do życia, optymizmem, odsunąć od niego myśli o śmierci.

Czy to się jej udało? Musicie sami się przekonać. Ja mogę tylko napisać, że wyłam jak wilk do księżyca. Zakochałam się w tej książce. Zakochałam się w głównych bohaterach. To było wszystko niesamowite. Warto, warto i jeszcze raz warto przeczytać.


Spojler:
Czy lektura „Zanim się pojawiłeś” zmieniła moje zdanie o prawie do eutanazji? (jestem przeciwna)
Nie wiem. Szczerze, nie wiem. Z jednej strony sama nie wiem jak bym się zachowała, jakie były by moje myśli gdybym wylądowała sparaliżowana na wózku. Uważam się za dość mocną psychicznie osobę, twardą, chce żyć, niezależnie od tego jakie te życie jest, ale nie mogę być tego w 100% pewna. Nie mam też podstaw do tego, żeby innym mówić jak mają żyć. Bóg dał nam wolną wolę właśnie po to byśmy sami dokonywali wyboru. Z drugiej strony na pewno nie potrafiłam bym komuś pomóc w odejściu, to jest dla mnie już jak morderstwo. Trudny temat. 
Jojo Moyes przedstawiła nam taką wersję wydarzeń, chociaż mieliśmy nadzieję do końca na inne zakończenie, szczęśliwsze. Tylko dla kogo szczęśliwsze? Dla Lou? Dla rodziców Willa? A dla samego Willa? Zmuszając go do kontynuacji takiego życia, ze wspomnieniami starego? Jakkolwiek byśmy na to nie spojrzeli, żadna odpowiedź nie będzie do końca dobra w tej kwestii. 
Moja mama zawsze powtarza: wszystko siedzi w głowie. Każdy nasz sukces czy porażka zaczyna się od naszej głowy. To jak radzimy sobie psychicznie z problemami, jak bardzo podatni jesteśmy emocjonalnie na sytuacje, które nas spotykają. 
Jak silnym psychicznie mimo wszystko był Stephen Hopkins. Przecież on pewnie też nie jeden raz myślał, by zakończyć ten swój nędzny żywot przykutego do wózka człowieka. Tym bardziej, że można by sądzić (może się mylę), że jako osoba niewierząca, udowadniająca wręcz, że Boga nie ma (a w zasadzie twierdząc, iż nie ma dowodów by w ogóle istniał), powinno być mu łatwiej podjąć decyzję o eutanazji, gdyż nie rozpatrywał swojej śmierci w aspekcie religijnym. Czy eutanazja jest etyczna – nie wiem, ale na pewno jest niezgodna z doktryną kościoła katolickiego. W każdym razie, mimo ograniczeń Hopkins osiągną sukces, nie poddał się, do samego końca. To był jego wybór.

Wracając jeszcze do Lou, cała ta sprawa, to co się wydarzyło, sprawiło, że porzuciła skorupę. I to jest piękne. W teorii to ona miała wpłynąć na decyzję Willa, a ostatecznie, to on pomógł jej, na powrót cieszyć się życiem. Wspaniała książka. Paradoksalnie bardzo optymistyczna. Jak Lou.
Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz