wtorek, 15 października 2019

"Oko Kaina" Patrick Bauwen

Nie jest łatwo napisać recenzję do książki, co do której ma się mieszane uczucia. I tak niestety jest w tym przypadku. Książka jest... dobra, poprawna, ciekawa, wciągająca, szybko się ją czyta. A mimo to wzbraniam się przed daniem jej wysokiej oceny. Dlaczego?

„Oko Kaina” to thriller. Zgrabnie napisana historyjka jak to wielka producentka programów rozrywkowych wpada na kolejny genialny pomysł nowego reality show, w którym z założenia mieli wziąć udział ludzie skrywający jakieś tajemnice na temat swojego życia. Tajemnice, które dzięki temu programowi miały wyjść na światło dzienne. Niestety, już na wstępie, produkcja wymyka się spod kontroli. Uczestnicy programu zostają porwani, wywiezieni do opuszczonego górniczego miasteczka gdzieś na pustyni i tam po kolei likwidowani. Główny bohater wydaje się być osobą najbardziej ze wszystkich rozważną, desperacko próbuje znaleźć wyjście z zaistniałej sytuacji. Nagłe zwroty akcji, tajemnice, które mimo iż nie na żywo na wizji (pozornie), wychodzą powoli na jaw, wzajemne oskarżenia, opis brutalnych morderstw, ciekawe dialogi, ciekawi bohaterzy, to wszystko sprawia, że książka nas skutecznie wciąga. Zakończenie zaskakujące. Autor miał dobry pomysł i uważam, że nawet nieźle go zrealizował. Nie można mu odmówić talentu pisarskiego oraz wyobraźni. Ale...

I co ja mam napisać, po prostu mi się ta książka z jakiegoś powodu nie podobała. Historia nie jest naciągana, wszystko ma swoje uzasadnienie, a mimo to i tak jest mało wiarygodna. Charakterystyka bohaterów taka cholernie typowa, taka iście amerykańska. Główny bohater alkoholik, ale ciągle logicznie myślący, wkurzony na cały świat, bo kiedyś w pewnym momencie swojego życia dał ciała i do tej pory się z tego nie pozbierał. Poza nim, w programie bierze udział cały przekrój amerykańskiego społeczeństwa: nieprzyzwoicie bogaty elegancki starszy pan (biały oczywiście), gruba czarna hazardzistka, latynoska cycata lesbijka, choleryczny serfer półgłówek, azjatycka piękność, która puszcza się z każdym i wszędzie, zahukana i poniewierana przez męża acz wyjątkowo inteligentna pani domu, zblazowany informatyk, któremu właśnie udało dorobić się czegoś na swoim własnym biznesie no i jeszcze autystyczny chłopiec, chyba 10-letni. Nie dało się już wymyślić bardziej stereotypowych uczestników. A ten chłopczyk w tym wszystkim mi już najmniej pasował. Ale ok, biorąc pod uwagę zakończenie, to tak miało być. Właśnie miało wyjść stereotypowo, żeby od razu nie połapać się o chodzi w tym całym galimatiasie. Nawiązując do zakończenia, napisałam wyżej, że jest zaskakujące. Tak, jest, chociaż jak dla mnie, od początku książki przeczuwałam jak to się wszystko skończy. Instynkt... Czy to właśnie przez instynkt czy może coś innego, według mnie książka jest bardzo przewidywalna, tzn. od początku domyślałam się kto zginie, a kto przeżyje. Nie było, jak dla mnie jakiś zaskakujących zwrotów w akcji, przerażających opisów po których nie mogłabym zasnąć. Czytając „Oko Kaina” miałam wrażenie że oglądam jeden z tych typowych filmów grozy kina klasy B. Żenada, choć wciąga i nawet ciekawi Cię jaki będzie finał. Właśnie to czuje po przeczytaniu tej książki. Może być, choć pokroić bym się za nią nie dała.

Ktoś powie, że tym co właśnie napisałam sama sobie przeczę. Najpierw piszę o o zwrotach w akcji, następnie, że ich nie ma, piszę, że książka jest zaskakująca, a potem, że przewidywalna, bohaterzy ciekawi, a w następnej kolejności, że stereotypowi. Już wyjaśniam – te osoby, które książkę przeczytały, z którymi na jej temat rozmawiałam uważają właśnie, że jest wciągająca, posiada ciekawe zwroty w akcji i jest zaskakująca. Postanowiłam ująć w recenzji również ich zdanie. Mój osobisty odbiór książki nie jest zupełnie odwrotny, choć w znaczących kwestiach różni się od opinii innych czytelników.

I tu pokuszę się o małą dygresję odnośnie polecania innym książek. Po „Oko Kaina” sięgnęłam właśnie z polecenia (za co dziękuję ;)). Zgodnie z opisem polecającego, książka miała mnie powalić. Jazda bez trzymanki, po której ciężko zasnąć. No cóż, z powyższego opisu, wiecie już, że niczego takiego nie odczułam. Do czego zmierzam, wielokrotnie pisałam już, że odbiór czytanej książki jest absolutnie subiektywny, uzależniony m.in. od naszych preferencji czytelniczych, ale myślę też od znajomości gatunku. To co dla jednych jest książką wybitną, dla innych może być tylko przeciętnym czytadłem. Polecanie innym książek jest zawsze ryzykowne, zwłaszcza tych Autorów, których szczególnie sobie upodobaliśmy. Wynika to chyba ze strachu przed odrzuceniem. Odrzuceniem nie nas samych, ale tego naszego pupila. Skąd wiem? Z własnej autopsji. Chciałabym, żeby przeczytane przeze mnie książki, które bardzo mi się spodobały, spodobały się też innym. Jednocześnie wiem, że niemożliwym jest by wszystkim podobało się to samo, dlatego staram się ostrożnie polecać innym ciekawe według mnie pozycje. W praktyce słabo mi to wychodzi więc ostatecznie i tak prawie każda książka, która przypadła mi do gustu jest przeze mnie wychwalana pod niebiosa. No cóż. Po prostu czytajmy, próbujmy nowości, jak nowych smaków lodów, może akurat okaże się, że coś niespodziewanie przypadnie nam do gustu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz