niedziela, 3 października 2021

"Myszy i ludzie" John Steinbeck


Chciałabym wam dzisiaj opowiedzieć o wyjątkowej książce. Wyjątkowej, gdyż z jednej strony jest niesamowicie prosta, a z drugiej w tej prostocie kryje się wiele cennych przesłań dla czytelnika, ukrytych metafor i problemów społeczno-egzystencjalnych. I mimo, że rzecz dzieje się w I połowie XX wieku, zawarte wnioski moralizatorskie można przełożyć na czasy współczesne. Wnioski, które sami wyciągamy, należy zaznaczyć. Tu nic nie jest napisane wprost.

Myszy i ludzie” opowiada historię dwóch robotników sezonowych, wędrujących razem od farmy do farmy i szukających pracy. Ich głównym celem jest zdobycie wystarczającej liczby pieniędzy aby kupić i dla siebie małą farmę z kawalątkiem ziemi, gdzie będą mogli hodować króliki i po prostu żyć w spokoju. George i Lenny przyjaźnią się już od dawna. Ich przyjaźń jest bardzo specyficzna, gdyż w zasadzie George opiekuje się Lennym ze względu na jego niepełnosprawność umysłową. Lenny jest jak duże i bardzo silne dziecko. Chce otaczać się miłymi, miękkimi rzeczami, ale z racji swojej siły, często jego kontakt z tymi miękkimi rzeczami, źle się dla tych rzeczy kończy. Przez to też George musi mieć go stale na oku.

Po długiej wędrówce trafiają na farmę Państwa Curley. George stara się ukryć przez właścicielem niepełnosprawność Lenniego, co mu nawet z początku wychodzi. Na farmie pracuje poza nimi jeszcze kilku innych mężczyzn, a między nimi jest starzec Candy, który w trakcie prac stracił rękę i przebywa na farmie w zasadzie na łasce właścicieli, oraz czarnoskóry Crocks, który też już niejedno przeszedł i nie ma już ani marzeń ani złudzeń, że jego los kiedykolwiek się odmieni. Ciekawymi postaciami są również młody Pan Curley i jego żona, określana w książce po prostu jako żona Curleya, nie znamy jej imienia. Jest ona najprawdopodobniej jedyną kobietą na farmie, w dodatku piękną, a jednocześnie naiwną, lubiącą towarzystwo mężczyzn i stale nieumiejętnie ich adorującą. Młody Curley natomiast, gdyby nie to, że jest synem właściciela, więc można powiedzieć, jest zdecydowanie wyżej w hierarchii społecznej niż jego pracownicy, byłby zupełnie nikim... Jest zakompleksionym (z góry przepraszam za wyrażenie) gnojkiem, który odreagowuje swoje niedowartościowanie na pracownikach. Mieszanka wybuchowa. Nietrudno się domyślić, że w takim towarzystwie Lenny może szybko wpaść w tarapaty. I tak też się dzieje, ale o tym już musicie przeczytać sami. Mam nadzieję, że tym krótkim opisem fabuły was do tego zachęciłam.

Ok, teraz analiza. Książka jest ciężka do jednoznacznej interpretacji. To rodzaj powieści z morałem, taka bajka dla dorosłych, ze względu na duży realizm sytuacji i dramatyczne zakończenie. Moim zdaniem właśnie tak to powinno być odbierane, jako opowieść z morałem. W czymś tak oszczędnym zawarte zostało bardzo dużo prawd o człowieku - że generalizujemy, że żyjemy uprzedzeniami do innych, ale też marzeniami, nawet jeśli zdajemy sobie sprawę, że są one utopijne. Często jesteśmy niedowartościowani, mamy niską samoocenę, jesteśmy szujami i jednocześnie dobrymi ludźmi. Łakniemy obecności drugiego człowieka, co było dobitnie widać na przykładzie żony Curleya i starego Crocksa. Dwie skrajnie różne osoby, a w podobnej sytuacji - samotni. Nie wierzę, że żona Curleya była tylko i wyłącznie puszczalską dziwką. Myślę, że była młodą naiwną osobą, której można było wcisnąć każdy kit, która była wychowywana w konserwatywnej rodzinie (mamy rok 1937) i chciała się z niej jak najszybciej wyrwać. Była takim dzieckiem jak Lenny. I była taka jak Crocks. Samotna na tej farmie. Szukała zainteresowania. W dość obcesowy sposób. Współczujemy jej, bo teraz kobiety żyją już całkiem inaczej. Nie są niczyją własnością i jeśli chcą się rozwijać to to robią, nie muszą już nikogo pytać o pozwolenie. Sytuacji Crocksa nie trzeba nawet tłumaczyć, jako czarnoskóry miał małe szanse na normalne egzystowanie w tamtym czasie, inne niż służalcze. I też szuka zainteresowania drugą osobą. Gdy Lenny przyszedł do jego samotni w pierwszej chwili bardzo się zdenerwował, ale w gruncie rzeczy ucieszył się, że ktoś chce z nim porozmawiać, poświęcić mu trochę swojego czasu i to bezinteresownie. A potem spotykają się twarzą w twarz, Crocks i żona Curleya i nie potrafią się zrozumieć. Taki paradoks.

Podstawą tej powieści są przyjaźń i marzenia. Przyjaźń ponad ograniczeniami, przyjaźń z troski, z obowiązku, poświęcenie dla tej przyjaźni – przecież Georgowi było by łatwiej bez Lenniego, a jednak przy nim trwa. Mimo, że go irytuje i ma przez niego same problemy.

I marzenia. Marzenia człowieka by w trudnej sytuacji życiowej móc zapewnić sobie chociaż minimum egzystencjalne. Marzenia o lepszej przyszłości, czasem naiwne, trudne do realizacji, ale dające nam siłę na przetrwanie. Ile energii i optymizmu nagle znalazło się w starym, bezrękim Candy, kiedy George zgodził się by przyłączył się do ich wspólnego oszczędzania na własną farmę, gdy zgodził się by Candy mógł z nimi na niej zamieszkać. Wystarczył promyk nadziei na zmianę swojego losu, by człowiek zupełnie inaczej zaczął postrzegać otaczający go świat. Każdy z nas chwyta się takich promyków w swoim życiu, nawet jeśli się do tego nie przyznajemy, żyjemy marzeniami.

Jak te myszki, robimy wszystko by przeżyć. Jak ludzie – marzymy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz