poniedziałek, 6 maja 2019

Matthew Gregory Lewis "Mnich"


Jeśli lubicie powieści grozy – ta książka jest dla was.
Jeśli lubicie powieści z morałem – ta książka jest dla was.
Jeśli lubicie romanse – ta książka jest dla was.
Jeśli lubicie erotyki – ta książka jest dla was.
Jeśli lubicie literaturę w stylu gotyckim – ta książka jest dla was.
A teraz połączcie to wszystko w całość i otrzymujemy powieść idealną. Powieść dla was.

Mnich to wielowątkowa powieść grozy w stylu gotyckim, napisana w 1796 roku przez młodego Autora, dzięki której w owym czasie stał się on bardzo popularny. Żadna inna książka Lewisa nie okryła się już później taką sławą. Niech was nie przestraszy styl i słownictwo jakim w tamtych latach się posługiwano, książkę czyta się z przyjemnością. Wręcz z zapartym tchem przewraca się kolejne strony i odkrywa intrygi Złego, które w ostateczności prowadzą do tragedii. A tragedia jest słodko-gorzka. Zachęcając was do przeczytania „Mnicha” napiszę tylko, że ni chu chu nie spodziewacie się tego co jest w tej książce, a już zakończenia na bank nie przewidzicie, a jest zatrważające, przerażające i... sprawiedliwe. Jeśli w dzisiejszych czasach, powieść z XVIII w. potrafi wywołać takie emocje i tak zaskoczyć swą treścią, to w najmniejszym stopniu nie dziwi mnie to, jaki skandal wywołała w roku, w którym została wydana oraz, że została jedną z prekursorek powieści o podobnej tematyce w tamtych latach.

Ok, ale o czym jest „Mnich”? O miłości, która przetrwała najcięższe próby, oparła się złu i zazdrości. O szacunku do kobiet oraz kobiet do siebie samych. To powieść o żądzach i namiętnościach ukrytych w człowieku i niedających się opanować nawet poprzez izolację od świata zewnętrznego oraz przez złożenie ślubów czystości. To powieść o ludzkich słabościach, o tym jak łatwo popełnić grzech, jak łatwo można się złamać pod ciężarem pokus. Jest tu pycha, pogarda, kłamstwo, krzywoprzysięstwo, gwałt, morderstwo. Brakuje za to żalu za grzechy, a jeśli jest to nieszczery. A wszystko to spowodował Zły, który nie jest tu bezpośrednio wymieniony w osobie, ale jego działanie jest bardzo wyraźne. To co niedobrego mogło się naszym głównym bohaterom przydarzyć, to się przydarzyło. O czym nie pomyślicie, to tu to zostało zawarte. Zakończenie ma pokrzepić. Być może pokrzepia, w końcu sprawiedliwości stało się zadość, aczkolwiek, jak to się kolokwialnie mówi, co przecierpieli, to ich...

Jako, że „Mnich” został napisany, jak już wspominałam wcześniej, w XVIII w., należy wziąć pod uwagę, że jest książką specyficzną i może trącić myszką. To tak, jakbyśmy wrócili do lektur szkoły średniej z tej epoki. Dialogi są bardzo długie, zdania wielokrotnie złożone, pojedyncza wypowiedź któregokolwiek z bohaterów może być rozciągnięta na połowę strony. Trudno nam teraz sobie nawet wyobrazić taką rozmowę, gdzie nasz rozmówca, uzbrojony w kolczugę cierpliwości, wysłuchuje naszych długich wywodów i tłumaczeń naszego postępowania, bez żadnej uwagi i prawie bez emocji. Tak kiedyś pisano. Tak samo, jak musicie przygotować się na wiele stron przydługich opisów wprowadzających odpowiednią atmosferę sytuacji. Nie twierdzę, że przy jej czytaniu od czasu do czasu nie przyśniecie, ale warto po nią sięgnąć, oj warto.

Może i nie jest to powód do zbytniej radości, ale w tym przypadku cieszę się, że moja pamięć nie należy do tych wybitnie dobrych. Przeczytałam „Mnicha” po raz drugi i dzięki temu, że słabo pamiętałam szczegóły powieści, mogłam na nowo ją odkryć i cieszyć się lekturą. Nawet końcowe perypetie głównych bohaterów były dla mnie szokiem, tak dobrze im życzyłam, a tak przykro skończyła się ich historia. No może poza tytułowym Mnichem, jemu się akurat należała „kara”.

Nic więcej nie napiszę, nie chce by ta wypowiedź stała się spoilerem. Mam nadzieję, że zachęciłam was do przeczytania „Mnicha” autorstwa M. G. Lewisa. Jeśli tak, to życzę wam przyjemnej lektury i... trzymajcie się fotela! (czy tam na czym siedzicie) ;)