czwartek, 11 stycznia 2024

"Sydonia. Słowo się rzekło" Elżbieta Cherezińska

 

Tak jak Pani Elżbieta Cherezińska pisze powieści historyczne, to chyba nikt nie pisze. Z dużym entuzjazmem zaczęłam lekturę jej ostatniej książki i choć ten entuzjazm z początku lekko przygasł i na wyrost uznałam, że to chyba najsłabsza powieść Autorki, ostatecznie jestem nią szczerze zauroczona, a bohaterka powieści stała się zaraz po Świętosławie, moją ulubioną żeńską postacią historyczną.

Kto jeszcze nie słyszał o Sydoni von Bork? Zapewne spore grono osób, choć legenda o czarownicy Sydoni jest bardzo popularna na pomorzu. Pani Cherezińska wybitnie ukazała Sydonię w swojej książce, uczyniła ją „ludzką” jak każdą główną postać wokół której kręcą się opowiadane przez Autorkę historie. Sydonia, tak jak Bolesław Chrobry w „Grze w kości” czy Świętosława w „Hardej”, nie jest tylko płaskim wyobrażeniem osoby, która sobie kiedyś tam żyła. Jest namacalna, prawdziwa, z krwi i kości, z autentycznymi emocjami, reakcjami na krzywdę czy radościami. Ta postać jest żywa, jak gdyby rzecz działa się tu i teraz, a nie 400 lat temu. Przeczytałam już kilka książek Autorki i każda jest jak podróż w czasie. Zdawać by się mogło, że stoimy ramię w ramię z głównym bohaterem i naocznie obserwujemy jego poczynania. Nie czytamy o czymś co było, tylko obserwujemy „na żywo”. To jest niesamowite w jej książkach.

Wracając jednak do samej Sydoni. Trzymam w ręku powieść o kobiecie, która wystawiona do wiatru przez ukochanego (księcia tak na marginesie), okradziona z majątku przez własnego brata, ignorowana ze względu na płeć (kobieta, która myśli samodzielnie, myśli niewłaściwie), staje się stetryczałą, zgorzkniałą, bezczelnie bezpośrednią starą panną, którą ostatecznie oskarża się o czary i rzucenie klątwy na ród owego księcia, w wyniku czego jego kolejne pokolenie okazuje się być absolutnie ostatnim, a ją spalają na stosie. To tak naprawdę w dużym skrócie, bo książka ma niecałe 600 stron, w które warto się zagłębić.

Według akt sądowych i istniejącej korespondencji wynika, że Sydonia była bardzo nieprzyjemna w obyciu. Niemniej Autorka swoją książką sprawia, że Sydonia da się lubić, co więcej, jej zgorzkniałość i hardość na stare lata jest nam doskonale zrozumiana (a przynajmniej ja ją rozumiem), nie dziwi ona, jest uzasadniona, choć niepotrzebna w jej sytuacji. Ciężko jest pozostać pokornym o przyjemnym usposobieniu, jeśli przez ponad 50 lat nie masz w zasadzie swojego miejsca na ziemi, o wszystko musisz walczyć, jesteś uzależniona od innych, a twoje staropanieństwo jest powodem kpin. Oczywistym jest, że do ostatecznego oskarżenia o czary Sydonia przyczyniła się właściwie z własnej woli, złorzecząc wszystkim wokół, dogryzając, wiecznie się z wszystkimi procesując i nosząc głowę zbyt wysoko. Zalazła za skórę wielu osobom... Ale ja ją rozumiem, miałaby we mnie przyjaciółkę. Wystarczyło by urodziła się trzy wieki później, a nazwano by ją emancypantką, feministką czy nawet sufrażystką. Być może stanęłaby na czele któregoś z ruchu kobiet głośno domagających się prawa do głosowania itd. Pech chciał, że żyła w czasach, gdzie głos kobiet był nic nie wart, a to że potrafiła sądownie wywalczyć ciut dla siebie z procesów sądowych jakie toczyła z bratem, wynikało jedynie z jej wysokiego urodzenia. Spodobała mi się Sydonia w wersji przedstawionej przez Cherezińską. Była twardą, dumną kobietą, znała swoją wartość i robiła co mogła by żyć godnie na swoich własnych warunkach. Rozumiała wszystko co przynosi jej los, ale walczyła tam gdzie było to możliwe, chciała być wysłuchana i potraktowana sprawiedliwie. Tylko tyle, albo aż tyle.

Co do samej klątwy jaką rzekomo rzuciła na ród Gryfitów, no cóż, należało im się. A czy klątwę faktycznie rzuciła Sydonia, czy bezpłodność w rodzie wynikała z innych czynników zewnętrznych (podejrzewałabym ostrą ołowicę i zatrucie innymi powszechnie stosowanymi wtedy truciznami, np. w kosmetyce), tego się już nie dowiemy. Możemy się jedynie domyślać.

W ostatecznym rozrachunku dałam tej książce 8 gwiazdek na 10. Myślałam, że dam mniej bo w trakcie lektury wiele poruszonych przez Panią Elę wątków uznałam za zbędnych, akcja była rozwlekła, mało dynamiczna, bohaterów bardzo dużo, nawet jak na książki Autorki, które są znane z mnogości osób w nich występujących. Niemniej ostatecznie to wszystko było potrzebne. Tak ma być. Pani Cherezińska wykonała niesamowitą mrówczą robotę, żeby pokazać nam jak się wtedy żyło, w czym przyszło żyć Sydoni, jakie były zwyczaje panujące na dworze książęcym i szeregach bogatszej i zubożałej szlachty. Musimy poznać ród Gryfitów i Borków by dotarł do nas nawet sam sens oskarżenia. Im dalej jesteśmy w powieści tym bardziej widzimy jak jest dopracowana i wyjątkowa. Kiedyś o innej książce napisałam, że podobała mi się, ale czytając ją odniosłam wrażenie, jakby Autor za bardzo się starał. Tak bardzo chciał, żeby książka była pod każdym względem idealna, że przedobrzył. Pani Ela nie przedobrzyła, a stworzyła świetną książkę, być może z małymi wadami (bądźmy obiektywni), ale dającą wiele przyjemności z czytania.

Jeśli kiedyś odwiedzę Szczecin, będę myśleć o dwóch książkach – tej i o „Odrzani” Zbigniewa Rokity.

Miłośnikom powieści historycznych szczerze polecam!

Najciężej pracować nad umysłami tych, którzy myślą, że wiedzą. (str. 391)