wtorek, 25 kwietnia 2023

"Głusza" Anna Goc


Słowem, które często pojawia się w tej książce jest „zdziwienie”. I jest to słowo najlepiej chyba określające to, co czuje się po przeczytaniu tego reportażu. To zdziwienie pozostanie z wami na bardzo długo, myślę że będzie ono się wam przypominać przy każdej okazji gdy spotkacie osobę Głuchą. Dlaczego piszę „Głucha” wielką literą? Dlatego, że zrozumiałam, po lekturze tej książki, że Głusi to dyskryminowana społeczność, o której my, „słyszaki”, naprawdę nic nie wiemy. Społeczność wykluczona przez nas, słyszących. O której funkcjonowaniu decydujemy my, słyszący. I której jest tak bardzo, bardzo ciężko przez nasz brak wiedzy, ale może i empatii oraz przeświadczenia o byciu lepszym bo posiadającym sprawnie funkcjonujące wszystkie zmysły.

„Głusza” to reportaż autorstwa Anny Goc o tym jak naprawdę wygląda życie Głuchych w Polsce i nie tylko. I tu może powinniśmy sobie najpierw uświadomić jakie jest nasze własne wyobrażenie głuchoty. No cóż, powszechnie sądzi się, że osoba głucha po prostu nie słyszy, otacza ją cisza i oczywistym jest dla nas, że komunikuje się ze światem poprzez język migowy. Wiemy, że część z nich może mówić, choć niewyraźnie, przecież do końca siebie nie słyszą. Zapewne potrafią pisać i czytać, jeśli nie potrafią się z kimś porozumieć za pomocą języka migowego, to przecież mogą napisać na kartce czego potrzebują. Generalnie radzą sobie.

I tu, w tym momencie tego potoku słów jaki wylewał się z mojej głowy, nastąpiła refleksyjna, długa przerwa. Cisza. Wyobraźcie sobie, że to wszystko co przed chwilą przeczytaliście, to bujda. To nasze, słyszących, fałszywe wyobrażenie o życiu Głuchych.

Nie wszyscy Głusi potrafią czytać i pisać, czy nawet mówić, choć usilnie się ich to tego przymusza. Co więcej robi się to wespół z zakazem migania. Część z nich nie zna w ogóle języka migowego, bo od dziecka mówiono im, że to wstyd się nim posługiwać, że gdy zaczną migać stracą animusz do nauki mówienia. W szkołach dla głuchych uczą osoby słyszące, również nie potrafiące biegle bądź nawet wcale posługiwać się językiem migowym. Słyszący decydują nawet o tym, którym językiem migowym głusi powinni się ewentualnie posługiwać.

A teraz życie codzienne, jeśli głuchy chce coś załatwić, choćby u lekarza, musi mieć tłumacza. Może nawet nie tyle on sam go powinien mieć, ile w zasadzie powinna mu go zapewnić przychodnia itd. Możemy się domyślić jak to naprawdę wygląda. W praktyce tłumaczami są najczęściej słyszący członkowie rodziny, głównie dzieci. Nikogo to nie rusza, że te dzieci mogą mieć 4, 8, 12 lat. Cóż z tego, że dziesięciolatek jest tłumaczem własnej głuchej mamy u lekarza ginekologa, że musi jej przekazać, że straciła ciąże, że ma raka itp. Nikogo nie obchodzi, choć przecież jest to wątpliwe prawnie i nieetyczne, że małoletni załatwia sprawy notarialne, pogrzebowe i. inn. jako tłumacz swoich niesłyszących rodziców. Jak głuchy ma wezwać pomoc jeśli złamie nogę? Jak głuchy ma załatwić sprawę urzędową? Jak głuchy radził sobie w pandemii, gdzie byli odcięci już od wszystkiego zupełnie? Jak głuchy ma zrozumieć wystąpienie Prezydenta RP w TV jeśli tłumacz na dole ekranu posługuje się językiem migowym, którego głuchy nie zna i w dodatku robi to z błędami?

Zdziwieni? Ha, a to jeszcze nic! Jak chcecie się jeszcze bardziej zdziwić to przeczytajcie koniecznie tę książkę. Uważam, że to powinna być dla każdego pozycja obowiązkowa. Inaczej po niej spojrzymy na Głuchych, ich życie i świat kompletnie nierozumiejący ich potrzeb.

Czujecie moje zdenerwowanie w tym wpisie? Czytałam „Głuszę” i z każdą kolejna stroną byłam co raz bardziej wściekła. W pewnym momencie moja wściekłość zamieniła się w łzy bezradności i żalu. Nie powinno tak być. Nie wiedziałam i nie chce by Głusi mieli aż tak pod górę, żeby musieli przechodzić przez to co przechodzą. Chce, żeby mogli sami o sobie decydować, żeby polski język migowy był ich naturalnym wyborem komunikowania się, żeby mogli się go uczyć. Żeby byli zrozumiani...

Nie może tak być, że ktoś mnie jako matce, zabroniłby uczenia się pjm (polskiego języka migowego), żeby móc komunikować się z własnym dzieckiem. Nie wyobrażam sobie, że moje dziecko miało by zakaz migania i do 5 roku życia nie mogłabym się z nim w żaden sposób porozumieć. Ludzie mają wewnętrzną potrzebę komunikowania się z innymi. Pierwszą rzeczą, jaką bym zrobiła gdyby okazało się, że moje dziecko jest głuche, byłaby nauka migania i jego i siebie. To jest instynktowne! Pierwsze gesty to pierwsze słowa. I najważniejszy „kocham cię i rozumiem, jesteś normalnym małym człowiekiem, to nic, że nie słyszysz”.

Świat jest aż nadto okrutny...

Zdziwiona jestem już mniej, bo już wiem, zostałam uświadomiona – dziękuję Pani Anno.

Za to dalej jestem... a napiszę wprost... wkurwiona... Tak, jestem wkurwiona.

Bardzo dobrze, że „Głusza” powstała i została wydana – czytajcie wszyscy, a jeśli was też ogarnie złość, spróbujcie przekuć ją w coś co pomoże głuchym.