Czy każdy ma jakieś lęki? Zadałam to pytanie mojemu mężowi. Wychodzi na to, że albo jest takim odważnym facetem, albo mi ściemnia bo stwierdził, że boi się tylko węży i innych oślizgłych gadzin oraz bardzo dużych wysokości. Lęk wysokości jest w jego przypadku dość zaskakujący, sam ma prawie dwa metry wzrostu. Można było by sądzić, że będzie to ostatnia rzecz jakiej może się lękać tak wysoka osoba. Hmmm... A jednak... Ja natomiast nie lubię sama chodzić do lasu od momentu gdy drzewa już nie posiadają liści. To absurdalne, ale boję się znaleźć podczas spaceru wisielca. Nie boję się o siebie tylko o to, co niefortunnie mogłabym zobaczyć...
A lęk przed piwnicami? Jest zapewne sporo osób, które nie czują się zbyt komfortowo gdy mają zejść do piwnicy. Co zatem ma czuć osoba, która już jako dziecko z piwnicą własnego domu ma bardzo złe wspomnienia? „Złe” to słabe słowo w tym przypadku. Wspomnienia najpotworniejsze z możliwych.
Nora jest wziętą panią chirurg z obiecującą zawodową przyszłością, ale z przerażającą przeszłością. Ma nieszczęście być córką seryjnego mordercy, który w piwnicy jej rodzinnego domu zamordował przynajmniej 17 kobiet. Fakt ten, by nie ciągnął się za nią jak... wiadomo co, sprawia, że zmienia nazwisko i strzeże swojej prywatności jak oka w głowie. Jest nieufna względem obcych, ale boi się również siebie, gdyż wie, że jako córka potwora, nosi w sobie ziarno zła. Jej, w miarę ustabilizowane i pełne rutyny życie, wywraca się do góry nogami gdy policja zaczyna ją podejrzewać o zamordowanie dwóch swoich pacjentek – pięknych dwudziestokilkuletnich kobiet o ciemnych włosach i niebieskich oczach, dokładnie takich jakie na swoim „celowniku” miał jej ojciec i dokładnie z tymi samymi obrażeniami. Samodzielnie odkrywa, że ktoś ewidentnie próbuje wrobić ją w te zbrodnie. Tylko dlaczego? Finał tej sprawy zaskoczy was tak samo jak zaskoczył Norę. Zyskała coś, by zaraz to stracić.
Zacna lektura, oj zacna. Wciągnęła mnie ta książka po całości. Dawno nie czytałam już czegoś mocniejszego, jakiegoś thrillera, kryminału czy horroru i po takim detoksie „Zamknięte drzwi” są świetną lekturą by znów wejść w rytm powieści z dreszczykiem. Autorka ma lekkie pióro, potrafi zaciekawić czytelnika nie tylko samym pomysłem, ale też ten pomysł na książkę potrafi bardzo dobrze zrealizować. W powieści nie ma białych plam, niedopowiedzeń. Fabuła jest tak skonstruowana, że prawie do końca nie jesteśmy pewni czy aby na pewno Nora nie ma czegoś na sumieniu. A jeśli faktycznie jest czysta, to kto w takim razie chce ją wrobić? Do ostatniego rozdziału raczej się tego nie domyślimy, ja przynajmniej nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Akcja toczy się w dobrym rytmie, książkę da się pochłonąć w jeden wieczór. Same plusy... prawie... Mimo, że lektura „Zamkniętych drzwi” była dobrą rozrywką, spodziewałam się, że zaznam ciut więcej dreszczyku. Z treści niczego bym nie usunęła, ale dodałabym z dwa no może trzy rozdziały ze szczegółami zbrodni ojca Nory. Może jakieś wstawki z procesu, raporty policyjne. Brakowało mi tutaj głębszego zanurzenia się w te potworności, od których Nora tak usilnie próbowała się odciąć. Dokładniejszej charakterystyki zbrodni, która de facto jest fundamentem wszystkich późniejszych wydarzeń. Efekt? Lektura super, ale nie aż tak straszna, jak myślałam, że będzie. No chyba, że to ja już jestem tak uodporniona na te zbrodnie i okrucieństwa w książkach i potrzebuje jeszcze czegoś silniejszego,.
Reasumując, mogę polecić tę książkę miłośnikom powieści z dreszczykiem. Wciągnie was, będzie trzymać w napięciu, być może obgryziecie przy niej paznokcie i być może będziecie mieć przez jakiś czas awersję do piwnic, ale wiem jedno – czas przy tej książce nie będzie czasem straconym. Będziecie zadowoleni :)

