środa, 16 listopada 2022

„Anne Frank i jej towarzysze. Bohaterowie „Dziennika” w obozach zagłady” Bas von Benda-Beckmann


Jakiś czas temu na rynku wydawniczym ukazała się nowa pozycja związana z historią Anne Frank i jej towarzyszy, ukrywających się w „oficynie”, pt. „Anne Frank i jej towarzysze. Bohaterowie „Dziennika” w obozach zagłady”. Książka ta jest przedstawieniem, możliwie jak najbardziej szczegółowym i zgodnym z prawdą, dalszych losów Anne, Margot, Edith i Ottona Franków, Hermanna, Auguste i Petera van Pelsów oraz Fritza Pfeffera, po odkryciu ich kryjówki w dniu 04.08.1944r. przez SS.

Gwoli przypomnienia, dla osób, które nie kojarzą tematu: Anne Frank, młodziutka Holenderka niemieckiego pochodzenia, od 1942 roku ukrywa się wraz z rodziną i dodatkowymi czterema osobami w zaaranżowanej kryjówce, przed zesłaniem do obozów pracy na wschód Europy – teraz wiemy, że to były obozy zagłady. Ukrywają się przez dokładnie 760 dni i przez cały ten czas Anne pisze o ich sytuacji, o uczuciach, emocjach, polityce, relacjach z współtowarzyszami, w swoim dzienniku, który w 1947 roku zostaje wydany po raz pierwszy przez ojca Anne, jedyną osobę, która z całej ósemki przeżyła tę straszną wojnę. „Dziennik” staje się od tego czasu bardzo popularny, zwłaszcza wśród młodzieży, która widzi w Anne siebie, gdyż opisuje ona wszystkie te sprawy, które są ponadczasowe i ważne dla każdego z nas. Była taka jak każdy z nas.

Po przeczytaniu „Dziennika” stwierdziłam, że muszę iść za ciosem i skoro wydano książkę przedstawiającą dalsze losy ósemki z oficyny po ich aresztowaniu, to muszę ją po prostu jak najszybciej przeczytać. Ciężko w przypadku takiej lektury mówić o dobrych wrażeniach jakie za sobą zostawia, ale muszę przyznać, że książka jest ciekawa i myślę, że powinno się ją przeczytać by mieć pełen obraz tego co stało się z Anne i pozostałymi. Sucha informacja, że zostali aresztowani, po czym wywiezieni m.in. do Auschwitz i dalej do innych obozów zagłady, gdzie wszyscy, poza Ottonem Frankiem zginęli tragicznie, nie oddaje w pełni skali tragedii, cierpienia, bólu, rozpaczy. I znów, pisząc o Anne, ma się na myśli wszystkich, którzy wycierpieli to samo.

Przedmiotowa książka to swoisty dokument, który powstał w oparciu o dostępną wiedzę z zakresu działalności obozów zagłady, relacji bezpośrednich świadków oraz osób, które utrzymywały kontakt z Anne i innymi w poszczególnych obozach. Autor podkreśla wielokrotnie, że nie jest się w stanie dokładnie prześledzić wszystkiego co mogło spotkać całą ósemkę, nie można z całą pewnością określić dnia ich śmierci, ani miejsca czy okoliczności śmierci jak w przypadku Auguste van Pels. Niemniej, można wysnuć przypuszczenia co do warunków w jakich przebywali, czy z jakim okrucieństwem mieli styczność na podstawie relacji ocalałych z tychże obozów oraz szczątkowej dokumentacji obozowej.

Czytając tę książkę niejednokrotnie cierpnie nam skóra. Autor, aby lepiej zobrazować przez co przechodzili Anne, Margot, Peter i pozostali, opisuje dokładnie jak wyglądała ich rzeczywistość w obozach, począwszy od transportu, selekcji, rejestracji, po ciężką pracę, wyżywienie, choroby i śmierć. Przytaczane są relacje ocalałych, ale też podaje się suche fakty np. dane liczbowe na temat śmiertelności itd., itp.

Czytając ujęło mnie osobiście, poza oczywistym sensem książki, że nie jestem osamotniona w swoim pierwszym poglądzie na temat Anne Frank i całej jej historii. Jeszcze zanim sięgnęłam po „Dziennik” uważałam, że fenomen Anne jest trochę nad wyrost rozdmuchany. Bez, rzecz jasna , jakiejkolwiek ujmy dla niej samej czy tego co przeszła. Po prostu uważałam, że takich historii jak jej i jej rodziny jest wiele, jest zapewne też i wiele jeszcze tragiczniejszych, więc w czym rzecz, że akurat dziennik Anne jest taki popularny i wszyscy mówią tylko o niej, albo głównie o niej. Nie tylko, ale głównie. Okazuje się, że nie tylko mnie to ciut irytowało.

W książce, na stronie 54 i dalej mamy takie oto sformułowanie:

„(...) ważne jest również, aby wziąć pod uwagę specyficzną dynamikę wywiadów, w których rozmówcy sami nie są ich głównym przedmiotem. Niewielka liczba ankietowanych wyraziła również mieszane uczucia w związku z tym, że nie pytano ich w pierwszej kolejności o własne doświadczenia, ale o Anne Frank. (…) czują irytację, że historia Anne Frank stała się tak znana – jest opowiadana wciąż na nowo – podczas gdy istnieją miliony innych historii, którym nie poświęca się praktycznie żadnej uwagi. (…) Takie napięcie pojawia się częściej. Nie zmienia to jednak faktu, że również ci, którzy wykazują mieszane uczucia, doceniają symboliczne i moralne znaczenie dziennika i historii Anne Frank. Większość świadków podkreśla również, że widzi Anne Frank i jej pamiętnik jako dobry sposób na zapoznanie młodszych pokoleń z historią holokaustu.”

Tak więc, jak sami widzicie, można mieć „mieszane uczucia”, a jednocześnie doceniać znaczenie „Dziennika” i w dalszym ciągu uważać go za bardzo ważną książkę. Ufff...

Kończąc swój przydługi wywód nt. Książki „Anne Frank i jej towarzysze. Bohaterowie „Dziennika” w obozach zagłady”, uważam, że bardzo dobrze jest tę książkę przeczytać. Nie jest długa, 1/3 jej objętości to przypisy i bibliografia. Czyta się szybko, na pewno wciąga (przez wzgląd na tematykę), są też momenty, że może ciut nudzić jej rzeczowy i suchy opis niektórych faktów na temat powstania czy działalności obozów. Poprzez zawarte w książce relacje ocalałych, podkreślanie, że możemy jedynie domyślać się niektórych spraw dotyczących Anne, a jej życie i śmierć mogły zostać opisane przez pryzmat życia i śmierci innych osób oraz na podstawie dostępnej wiedzy o „życiu” w obozach, możemy historię Anne i jej towarzyszy przenieść na każdą ofiarę tychże obozów. Każdego zamordowanego, każdego ocalałego. Jak trudno jest uzyskać w 100% pewną informację w jej przypadku, tak niejednokrotnie, tej informacji nie można uzyskać wcale w przypadku wielu, wielu innych ofiar. Ludobójstwo pozbawiło tych ludzi nie tylko godności i życia. Sprawiono, że stali się oni jedną, nierozpoznawalną masą. Znikli. Nie ma ich, robiono wszystko by wyglądało jakby ich nigdy nie było. Również dlatego, dobrze, że zachował się i został wydany „Dziennik”, to bezpośredni dowód na to, że Anne była, żyła i była taka jak my wszyscy. Nikt by się nią nie zainteresował, nie poznalibyśmy okruchów jej dalszych losów, gdyby nie „Dziennik”. A dzięki temu nie umielibyśmy, być może, uzmysłowić sobie dalszych losów innych ofiar holokaustu, które mogły być, a zapewne i były, takie same jak Anne i jej towarzyszy.


„Anne Frank i jej towarzysze. Bohaterowie „Dziennika” w obozach zagłady”, strona 193:

(…) niezatarte wrażenie zrobił na nich przyjazd wielkiej grupy węgierskich dzieci, które od razu po przybyciu miały zostać zamordowane w komorze gazowej. (…) „Anne też płakała, kiedy maszerowaliśmy obok węgierskich dzieci, które przez pół dnia stały nago na deszczu, czekając przed komorą gazową, bo jeszcze nie nadeszła ich kolej. (...)” „A potem, gdy zobaczyłaś tak wiele dzieci idących rączka w rączkę. Na to nie można było patrzeć, naprawdę nie można, jak te dzieci idą do komory gazowej.”

Rozdzierające.  

wtorek, 8 listopada 2022

"Dziennik" Anne Frank


CZWARTEK, 16 WRZEŚNIA 1943

„Żeby raz i głośno się pośmiać, to by bardziej pomogło niż dziesięć tabletek walerianowych, ale my już prawie oduczyliśmy się śmiać.”


Długo zastanawiałam się jak zacząć. W przypadku książek, które tak wiele dają nam do myślenia, zawsze najtrudniejsze jest pierwsze zdanie. Z resztą jak z wszystkim – najtrudniej jest zacząć, a potem już jakoś samo idzie. Czy Anne też czuła mętlik w głowie pisząc po raz pierwszy? Być może. Ja natomiast zacznę tak...


„Dziennik” Anne Frank to na pierwszy rzut oka typowy pamiętnik nastolatki. Anne w dniu swoich trzynastych urodzin 1942 roku otrzymuje w prezencie dziennik, w którym zamierza zapisywać wszystkie swoje przemyślenia. Traktuje dziennik jak swoją najlepszą przyjaciółkę, powierniczkę wszelkich sekretów, dlatego wpisy mają formę listów do wymyślonej przyjaciółki o imieniu Kitty. Jak widzicie, mamy rok 1942, II Wojna Światowa, czas represjonowania Żydów, a Anne była Żydówką. Niespełna miesiąc po swoich urodzinach Anne wraz z rodzicami i siostrą oraz jeszcze trzema innymi osobami udaje się do przygotowanej wcześniej kryjówki by spróbować przeczekać wojnę. By spróbować przeżyć. Ukrywając się musieli zachować niemalże absolutną ciszę, bez zbędnych wygód i z bardzo ograniczonym kontaktem ze światem zewnętrznym. Przede wszystkim jednak, musieli znosić swoje bezustanne towarzystwo, na stosunkowo niewielkiej przestrzeni, przez 760 dni. I przez te 760 dni Anne opisuje swoje emocje, rozterki, pisze o życiu w „oficynie”, o kłótniach, smutkach, radościach, miłości, a nawet o najbardziej intymnych sprawach. Przez 760 dni widzimy jak zmienia się styl w jakim pisze Anne, jak zmienia się ona sama, jak zmienia się jej postrzeganie świata oraz postrzeganie samej siebie. Przez 760, aż do momentu gdy hitlerowcy odkrywają ich kryjówkę...


Dużo swojego czasu słyszałam o fenomenie Anne Frank. O tym jak bardzo jest popularna pomimo, iż była zupełnie zwykłą dziewczynką. Myślałam cóż takiego w niej było i jest nadal, że tyle wokół niej szumu. Skoro dwa lata przesiedziała w kryjówce, to tak naprawdę, nie zaznała tego najgorszego okrucieństwa tej wojny. Z resztą ukrywanie się to chyba nic niezwykłego w tamtym czasie, zapewne niejedna rodzina podzieliła ich los. Znam z literatury zdecydowanie gorsze i bardziej dramatyczne historie. Więc co w tej Anne Frank takiego niezwykłego? Właśnie nic... Właśnie o to chodzi, że nic... Anne Frank jest każdym z nas.


Niezwykłość „Dziennika” polega na zupełnej zwykłości jego Autorki. Mimo, że historia Anne ma już prawie 80 lat, opisywane przez nią emocje, uczucia, relacje pomiędzy nią a każdym członkiem oficyny, ale zwłaszcza między nią a jej rodzicami, poglądy jakie wygłasza, to co myśli o sobie, o innych oraz jej zachowanie, są dalej aktualne i powszechne. To ponadczasowa pozycja, dopiero po przeczytaniu której zrozumiałam dlaczego jest tak popularna wśród młodzieży (o popularności wśród dorosłych potem). Tak naprawdę każdy z nas był/jest jak Anne. Buntował się przeciw rodzicom, był niepokorny, przeświadczony o swojej niepodważalnej racji. Kto z nas choć raz nawet nie pomyślał o swoich rodzicach „oni mnie nie rozumieją i ciągle o wszystko mają do mnie pretensje”? Jedni nosili ten bunt w sobie, inni jawnie eksponowali swoje uczucia. Hormony – tak kwitowali to zazwyczaj dorośli. I Anne właśnie o tym pisze. Realia jej życia były diametralnie różne od dzisiejszych. Przyszło jej żyć na małej powierzchni nie tylko z rodziną, ale i obcymi osobami. Jej sytuacja była bardzo trudna. Wyobraźcie sobie siebie zamkniętego przez dwa lata choćby tylko z najbliższą rodziną, bez możliwości wyjścia na zewnątrz, wychylenia nawet głowy przez okno, nie posiadając do końca nawet swojego własnego kącika, często w zupełnej ciszy i bezruchu... Niedawno mieliśmy tego małą próbkę – pandemia wymusiła na nas lockdown, też siedzieliśmy w domach i mieliśmy ograniczone możliwości wyjścia i kontaktu z innymi ludźmi. Już przy tym słyszało się od poniektórych, że dostają kociokwiku od patrzenia na siebie przez kilkanaście dni. A co powiecie na 2 lata? Dla nastolatki, która wchodzi w ten czas swojego życia, gdzie zmienia się jej ciało i umysł, musiał być to zaiste ogromny wysiłek by wytrzymać i nie dać komuś w twarz... Ja bym miała problem.

Realia jej życia były inne, ale mimo to Anne zmagała się dokładnie z takimi samymi problemami i dylematami co dzisiejsza młodzież. I za 20, 50, 100 lat dalej będzie tak samo. Odnajdujemy w Anne siebie...

Tej książki nie napisał dorosły. Żaden dorosły nie wymyślił tej historii, to nie fikcja literacka. Nikt nie włożył w głowę Anne swoich dorosłych myśli, nie zbudował sztucznego obrazu ówczesnej nastolatki. To wszystko jest autentyczna Anne.

To właśnie niezwykłe w tej zwykłości.


Odnajdujemy siebie w Anne – dorosłym natomiast przypomina o tym jacy my sami byliśmy gdy mieliśmy te 13, 14 czy 15 lat. Tylko nasze życia nie skończyły się tragicznie... Poza tym dorośli są wścibscy, uwielbiają czytać czyjeś pamiętniki. Przyznać się, ilu jest takich co sięgnęło po kryjomu po pamiętniki własnych dzieci? Oczywiście, nie raz i nie dwa zdarzały się sytuacje, że taka lektura pozwoliła wyłapać coś niepokojącego wśród naszej latorośli, dzięki czemu mogliśmy zapobiec jakiemuś nieszczęściu. Wracając do „Dziennika” Anne, poznajemy w nim tajemnice obcych nam ludzi i doznajemy olśnienia. Okazuje się, że „problemiki” młodej Anne są jakieś dziwnie swojskie. Takie nasze. Są (jest), a potem nie ma już nic...


To dlatego ta książka jest taka ważna. Jest doskonały uświadomieniem nam wszystkim tego, że holokaust (ogólnie wojna) dotknął ludzi takich jak my. I i II Wojna Światowa miały miejsce już tak dawno, że powoli wydają się nam one po prostu trudnym rozdziałem historii świata, dalekim wspomnieniem, czymś co już nigdy się nie zdarzy. Myślimy „mnie to nie dotyczy”, albo „ja w takiej a takiej sytuacji postąpiłbym inaczej”. Nie wiesz jakbyś postąpił bo całe szczęście los nie stawia cię w sytuacji gdy musisz ratować życie swoje i swojej rodziny tylko dlatego, że ktoś nie lubi wiary jaką wyznajesz. Czytając „Dziennik” dociera do nas ta brutalna prawda. To nie byli wymyśleni ludzie, byli prawdziwi do szpiku kości. Byli tacy jak my, dzisiaj, teraz. Powyższe można przyrównać do widoku trupa. Oglądasz wiadomości, filmy gdzie trup ściele się gęsto, krew się leje itd., oswajasz się z tym widokiem, staje się powszechny. Dopiero widok face to face z nieżyjącą osobą w trumnie jest dla ciebie szokiem. To był człowiek, którego znałeś... A teraz go nie ma. To samo jest z ofiarami wojen. Czytasz o tym, oglądasz filmy, temat powszednieje. Ja też, o czym pisałam na początku, stwierdziłam „ukrywała się i pisała dziennik, no i co, co w tym niezwykłego?” No właśnie to... To moglibyśmy być my...


Z okładki książki spogląda na nas uśmiechnięta dziewczyna, o radosnym, wręcz zawadiackim spojrzeniu, koleżanka, przyjaciółka, młoda kobieta, być może przyszła matka. Przy dobrych wiatrach Anne mogłaby żyć do teraz, gdyby nie wojna...


W przypadku „Dziennika” należy zwrócić uwagę na jeszcze jeden jego bardzo ważny aspekt – mianowicie na rażące i bardzo obrazowe pokazanie jak działa rasizm i segregacja ludzi. Tu mamy Żydów, ale równie dobrze można ich zastąpić latynosami, Romami, czarnoskórymi, Syryjczykami, Ukraińcami. Do czego prowadzi nienawiść do innej nacji, religii, koloru skóry. Nienawiść do inności. A inność to w drugą stronę, wyjątkowość. Dlaczego jedni chcą być inni i mówią wtedy „ja jestem wyjątkowy, unikalny, mam swój niepowtarzalny styl” itd. A z drugiej strony, jeśli nie jesteś jak wszyscy, stajesz się tym gorszym wyjątkowym. Wytykają cie palcami, szydzą z ciebie, hejtują. Mordują. Gdzie jest ta magiczna granica między fajną wyjątkowością, a tą gorszą? Ale uwaga – wszyscy jesteśmy tacy sami, co nam dobitnie udowodniła Anne. Te ramy wyjątkowości ustalamy sobie sami. Zazwyczaj ustala większość, która nie zawsze ma racje.

I tu polecam film pt. „Wolność słowa” - obecnie dostępny na platformie Netflix. Porusza, właśnie posiłkując się „Dziennikiem” Anny Frank, temat nienawiści i wzajemnego zwalczania się ludzi pochodzących z różnych grup społecznych. Warty obejrzenia.


Reasumując, polecam przeczytać tę książkę, każdemu, bezwzględnie każdemu. Nie rozumiałam dlaczego jest tak ważna, ale po jej przeczytaniu bije się w pierś. Pycha kroczy przed upadkiem...