niedziela, 30 maja 2021

"Kiedy odszedłeść Jojo Moyes



Och Lou... 

Zajmująca lektura. Warta przeczytania. W "Kiedy odszedłeś" Autorka opisuje dalsze losy Louisy Clark, która to po śmierci Willa wyrusza w świat by poczuć, że żyje, do czego tak bardzo namawiał ją Will. Niestety Will swoim odejściem zostawił tak ogromną pustkę w jej sercu, że ostatecznie życie Lou, nie zmienia się wcale. Pracuje w barze na lotnisku w uwlaczającym uniformie, dni mijają jej tylko na pracy i użalaniu się nad sobą, z rodzicami nie utrzymuje większego kontaktu, nie baluje, nie ma przyjaciół.... Egzystuje, bo musi. Aż w pewnym momencie poznaje nastolatkę, która podaję się za córkę Willa. Podświadomie Lou chyba czuje, że wraz z Lilly odzyskała jakąś jego część. To będzie trudna i burzliwa relacja. Jakby tego było mało, serce Lou w końcu zabije mocniej dla jeszcze kogoś... Czy da szansę rodzącemu się uczuciu? Trzymajmy kciuki! 

Bardzo przypadło mi do gustu pióro Pani Jojo Moyes. To o czym pisze i w jaki sposób to przekazuję, wdziera się gdzieś głęboko w umysł, w serce i nie daje o sobie zapomnieć. Ile książek już przeczytałam, ciężko zliczyć, ale jest naprawdę niewiele takich, które bardzo długo pamiętam. O których mogę długo opowiadać i o nich dyskutować. Po skończeniu "Kiedy odszedłeś" od razu zamówiłam kolejną część, muszę wiedzieć co dalej podzieje się z Lou.

Ta historia mogła się skończyć wraz z pierwszą częścią perypetii Lou. Mogła. Dziewczyna odzyskała na powrót życie, Will nauczył ją jak z tego życia korzystać, zostawił jej nawet fundusze na realizację swoich marzeń. Jednak w tej części jawi nam się naprawdę smutny obraz Lou. Lou w żałobie. Lou w kropce. Lou zrezygnowanej, bezradnej emocjonalnie. I kiedy pojawia się mały "promyczek", nie dziwne jest to, że łapie się go i robi wszystko by pomóc. W ten sposób Will będzie bliżej. A ona uspokoi sumienie, że choć nie udało jej się uratować jego to chociaż odpokutuje i uratuje tę jego część, którą niespodziewanie odkryła...
W tej książce jest tyle uczuć, tyle emocji! Tyle namiętności... 

Och Lou...
Daj sobie szansę, Lou. Nie rozpamiętuj bez końca, nie łącz wszystkiego z nim. Och Lou. Nie obwiniaj się o coś czemu chciałaś zapobiec.
Każdy z nas ma wolną wolę. Czy to oznacza, że absolutnie możemy robić co chcemy, a nasze decyzję nikogo nie powinny obchodzić? Mamy wszyscy być egocentrykami? Przy poprzedniej książce "Zanim się pojawiłeś" pisałam, że nie można przecież zmuszać do życia, a w zasadzie nieszczesliwej egzystencji, tak jak było w przypadku Willa. Niemniej tu widzimy jakie są konsekwencje podjęcia przez niego decyzji o samobójstwie. Jak trudno jest otrząsnąć się po żałobie.
Rajstopy w paski. Żółto czarne paski. Są jak symbol przeplatających się ze sobą chwil w naszym życiu: raz radość raz smutek. Och Lou, ty tkwisz w czarnym pasku a gdy już prawie przechodzisz w żółty, wspomnienie Willa znów zaciąga Cie na czarny. Po prostu żyj. Jak to łatwo powiedzieć. I paradoksalnie jak mantre powtarzał ci to ktoś, kto sam po prostu nie chciał żyć.

Bardzo zachęcam do przeczytania tej książki. Otworzy nasz umysł na kilka kolejnych spraw, o których nie myślimy jeśli nas bezposrednio nie dotyczą. 
Tyle uczuć... Tyle namiętności...
Polecam!

 

wtorek, 4 maja 2021

"Cymanowski Młyn" Magdalena Witkiewicz i Stefan Darda


Nie przypominam sobie żebym kiedykolwiek czytała książkę pisaną przez dwie osoby. Przyznam, że to ciekawe doświadczenie, wyraźnie dało wyczuć się w książce tak styl pisarski Pana Stefana, jak i kobiece podejście do tematu Pani Magdaleny. Po skończonej lekturze uważam, że to połączenie sił było dość udane, takie mocne 7/10. Można przeczytać.


Akcja "Cymanowskiego Młyna" rozgrywa się w pensjonacie tej samej nazwy na Kaszubach. Pensjonat zakupił, po śmierci swojej żony, były wojskowy Jerzy Zawiślak. Razem z nastoletnim w tamtym czasie synem Łukaszem, podniósł budynek i towarzyszące zabudowania z ruiny, z przeznaczeniem na agroturystykę. Niestety interes nie idzie tak jak przewidywali Zawiślakowie. Podejmują więc próbę zareklamowania się w czasopiśmie turystycznym, gdzie czytelnicy, rozwiązując krzyżówkę, mają szansę wygrać pobyt w akurat promowanym miejscu. I tak do Cymanowskiego Młyna trafiają Monika i Maciej. Małżeństwo przeżywające kryzys, które już prawie nie istnieje. Urok miejsca oraz brak zasięgu i innych rozpraszaczy sprawia, że Monika i Maciek na nowo zakochują się w sobie i przeżywają razem kilka naprawdę pięknych dni. Niestety tylko kilka, gdyż Maciej musi koniecznie wyjechać do Warszawy co rozjusza Monikę i utwierdza w przekonaniu, że małżeństwa już nic nie uratuje. I wtedy do akcji wkracza Piotrek... Kto to i jaką rolę pełni w powiesci? Zachęcam by samemu dowiedzieć się tego z lektury. Napiszę jedynie, że Cymanowski Młyn położony jest w bliskim sąsiedztwie nawiedzonych trzęsawisk, a Łukasz Zawiślak bardzo interesuje się ezoteryką i okultyzmem. Wystarczy.

Czy książka mi się podobała? Nawet, nawet, chociaż czuję pewien niedosyt. Niedosyt grozy. Wcześniej przeczytałam "Dom na Wyrębach" Pana Dardy i szczerze miałam nadzieję na coś podobnego. W książce jest zdecydowanie więcej Pani Witkiewicz niż Pana Dardy, tzn bardziej to dramat/romansidło niż thriller. Książka napisana jest technicznie poprawnie, bez błędów merytorycznych itd, ale myślę że Autorzy powinni bardziej rozwinąć wątek upiora znad trzęsawisk, mocniej wpleść go w historię niż opisywać w jaki sposób Jerzy Zawiślak negocjuje warunki sprzedaży znalezionych w trakcie remontu Cymanowskiego młyna precjozów należących de facto do ww. upiora. Jeszcze gdyby upłynnienie skarbów bardziej zlowieszczo wpłynęło na jego życie... A wyszło, że w zasadzie na koniec dostał "nagrodę" za swoje niecne występki... Bohaterowie są ciekawi, fajnie zcharakteryzowani choć jak dla mnie są zbyt odważni, za mało się boją i to może też być powodem tego, że tej wyczekanej grozy tu tak mało. Monika na wyjazd męża reaguje w dość zrozumiały sposób chociaż nieco histerycznie, niemniej jednak, rozumię ją. Najbardziej boli mnie zakończenie powieści. Zdecydowanie za długi epilog. Zakończenie głównej części książki jest nagłe i całego senda sprawy dowiadujemy się z epilogu, gdzie wygląda to tak, jakby Autorom nie chciało się już dalej pisać więc to co mogliby jeszcze ciekawie zawrzeć w dalszych kilkudziesięciu stronach głównej części, zawarli w Epilogu w sposób nudny, sztampowy i bez polotu... 

Czasem wydaje mi się, że przed wydaniem książki należałoby poddać ją pod konsultacje losowo wybranym czytelnikom, np z portalu lubimyczytac.pl ;) Mogliby wtedy może posunąć parę ciekawych pomysłów by uczynić z książki prawdziwego potwora, takiego co wystraszy wielu... Lecz z drugiej strony, książka straciłaby na indywidualności, przestałaby być wyjątkowa i tym jedynym, niepowtarzalnym zamysłem Autora.

Zostawmy więc tę pozycję taką jaka jest. Jest dobrze, mimo, że mogło być lepiej... Mi się podobało. Z pewnością kiedyś przeczytam ją jeszcze raz. Polecam.