piątek, 18 września 2020

"We dwoje" Nicholas Sparks

To już kolejna książka Sparksa, po przeczytaniu której mam mętlik w głowie. Podobają mi się jego książki, porusza w nich tematykę bliską każdemu sercu. Pisze o miłości w tak cudownie prosty sposób, że możemy odnieść do swojego własnego życia przynajmniej jedną z powieści z jego dotychczasowego dorobku pisarskiego. Więc dlaczego mam mętlik, ktoś zapyta. Nie wiem. Czasem po prostu czuję pewien niedosyt. Czasem nie potrafię polubić bohaterów powieści, a to przecież ważne w pozytywnym odbiorze książki, musimy się przecież z czymś/kimś utożsamić.

W przypadku tej konkretnej książki mój niedosyt wynika chyba z niezrozumiałego zachowania głównych bohaterów. Choć z drugiej strony, może tak właśnie zachowują się w stosunku do siebie ludzie, których łączy już tylko miłość do dziecka? Może gdybym sama kiedyś znalazła się w podobnej sytuacji co główny bohater lub jego żona, umiałabym bardziej wczuć się w tematykę książki? Jestem pewna, że historia opisana przez Autora przytrafiła się, wypisz – wymaluj, nie jednej parze, co stanowi też o fenomenie tychże powieści. Musicie ocenić sami.


„We dwoje” to powieść o tym, jak o dwoje bliskich sobie ludzi, z biegiem czasu, w natłoku codziennych obowiązków, rutyny, przyzwyczajeń, braku wzajemnej pomocy i zrozumienia, po prostu oddala się od siebie. To powieść o tym jak ważna jest w związku szczera rozmowa, pomoc i wsparcie, by być dla siebie nawzajem partnerem, a nie służącym lub chodzącym portfelem. Sparks rozłożył dokładnie na czynniki pierwsze powody rozstania dwojga kiedyś kochających się ludzi. Pokazał w jaki sposób konflikt pomiędzy dorosłymi może odbić się na małym dziecku. Pokazał również, że rozstać można się z klasą, choć z początku nic tego nie zapowiadało. Mnie osobiście ujęło w tej książce również to, że sprawdziło się tu powiedzenie, iż „prawda zawsze leży po środku”. Analizując całość wydarzeń opisanych w powieści, widzimy, że winnym za rozpad małżeństwa jest tak samo jedna jak i druga strona. Tak jest najczęściej i w naszym życiu, oczywiście wyłączając skrajnie patologiczne przypadki. Kto wie ile małżeństw można byłoby uratować, gdyby małżonkowie skorzystali z terapii. Nie można wszakże ratować na siłę każdego związku, jeśli od dawna nie ma w nim miłości, a tylko irytacja drugą osobą, niemniej jednak myślę, że warto wyrzucić z siebie żale, tak po prostu. Wyłożyć karty na stół z pytaniem „co teraz z tą wiedzą zrobimy? Pracujemy nad tym jeszcze, czy się żegnamy?”

Wracając do samej książki, Autor przedstawił jak może to wszystko wyglądać, gdy ludzie ze sobą nie rozmawiają, a tylko mijają się i jedyne co ich łączy to dziecko. Dziecko, które widzi konflikt i jest zdezorientowane, zagubione, a nade wszystko, boi się. Boi się utraty któregokolwiek z rodziców, a co za tym idzie, utraty ich miłości.


Nie natrafiłam jeszcze na książkę Nicholasa Sparksa, którą bym absolutnie odradzała, bo każda ma w sobie to coś i każda porusza bardzo życiowej tematyki, jak już napisałam na początku. Tak i tę książkę polecam, myślę, że w ostatecznym rozrachunku nie będziecie żałować. Indywidualny odbiór pozostawiam każdemu z was z osobna. Myślę, że jest dość spora grupa czytelników, którym tematyka książki będzie bardzo bliska.

Trzymajcie się ciepło!